Szukaj na tym blogu

Powered By Blogger

czwartek, 23 grudnia 2010

Kolejny etap mydlanej szopki


Od czasu katastrofy smoleńskiej miałem pewność że związana z nią szeroko opisywana trauma Jarosława Kaczyńskiego była dla mnie jedynie wytworem jego bujnej wyobraźni. Nie miałem i nie mam od tamtej pory wątpliwości że prezes Pis w wypadku nie stracił brata ale stracił jedynie prezydenckie weto, czyli ostatnią realna broń w walce z rozpędzoną Platformą. Ponieważ tego typu sformułowania są, mówiąc delikatnie, niestosowne opinię tą zachowałem dla siebie. Po ostatnich wypowiedziach Kaczyńskiego dostałem jednak upragniony dowód na to, że miałem rację.

Od 10 kwietnia, jasnym i oczywistym było na czym PiS oprze swoją strategię w polityce na najbliższe lata, mimo że samo Pis próbowało podczas wyborów prezydenckich stworzyć pozory że jest zupełnie inaczej. Prezes i jego sztab przekonywali że Kaczyński się zmienił i teraz będzie już grzeczny. Kilku naiwnych nawet dało się nabrać, ja stwierdziłem że ludzie tak szybko się nie zmiatają, a ludzie w wieku prezesa nie zmieniają się w szczególności. Nie chwaląc się niedługo po wyborach prezes dał mi tą satysfakcję cieszenia się że i w tym wypadku się nie pomyliłem. Ludzie, którzy sprawili że Kaczyński o mało wyborów nie wygrał, w nagrodę zostali oskarżeni o działanie na szkodę Pis i wydaleni z partii. Sam prezes na swoje usprawiedliwienie powiedział że po szoku jaki przeżył był pod wpływem silnych leków i nie do końca kontrolował to mówił i robił.

Skoro więc działanie leków ma tak negatywny wpływ na osobę prezesa to odnoszę wrażenie że jest on pod ich wpływem po dziś dzień. W ostatnich dniach, przypomniał sobie że podczas sekcji zwłok brata, w Warszawie, nie rozpoznał jego ciała. Powstają więc wątpliwości czy na Wawelu na pewno pochowany jest prezydent. Mówi się o ekshumacji zwłok, choć to akurat element dopisany przez media, które od razu zainteresowały się wypowiedzią prezesa Pis. Ten oczywiście znów może powiedzieć że był „naćpany” i nie do końca wiedział co wygaduje.

O ile totalny brak szacunku dla ludzi, wyborców a nawet ludzi z własnego grona to u Kaczyńskiego norma, o tyle brak szacunku dla własnej rodziny to już zwykłe skurwysyństwo. Wykorzystywanie rodzinnej tragedii do polityki jest chybionym zagraniem, które i tak i tak albo przyniesie PiS straty albo, w najlepszym przypadku, nie przyniesie nic. Efekt propagandowy oczywiście jest zgodny z planowanym, ponieważ o Kaczyńskim znów jest głośno.

Całość oskarżeń o takie zachowanie nie jest oczywiście w tym przypadku kierowana wyłącznie do prezesa, bo przecież nikt z rodziny zmarłego prezydenta nie zareagował gdy Kaczyński znów ze śmierci swojego brata postanowił zrobić teatrzyk. Córka Lecha, Marta nie tylko skrytykowała swojego chorego na głowę wujka, ale nie zdziwię się jak się okaże że wręcz podziela jego poglądy.

Pewnym jest że podziela je niejaki mecenas Rogalski który jest pełnomocnikiem niektórych rodzin ofiar tragedii smoleńskiej. Pozostałe rodziny na pewno łapią się za głowę gdy patrzą jak Kaczyński bezczelnie depcze pamięć po swoim bracie. Możliwe że niejedna z nich ma podobne wątpliwości, w końcu ciała ofiar były zmasakrowane i często niekompletne. Możliwym jest oczywiście że mogła nastąpić jakaś pomyłka i taka niepewność jest jak najbardziej uzasadniona. Jednakże żadna z pozostałych rodzin nie odważyła się być na tyle bezczelna żeby tak osobistą sprawę rozegrać publicznie. Wynika to z szacunku dla tych których stracili.

Jarosław Kaczyński tego szacunku nie ma. Ponieważ nigdy nie pogodzi się z losem, który sprawia że Pis jest już wyłącznie partią na zawsze przegraną, prezes wykorzysta wszelką okazję żeby znów narobić trochę szumu licząc że uniknie nieuniknionego. A nieuniknione jest coraz mniejsze i mniejsze poparcie dla jego żałosnej partii którą żartobliwie nazwał Prawem i Sprawiedliwością. Jednakże nawet dla drobnych kilku chwil pokazania się publicznie, jest w stanie nawet publicznie zbluzgać pamięć po osobie, co do której jeszcze niedawno przekonywał że była mu najbliższa.