Szukaj na tym blogu

Powered By Blogger

niedziela, 16 października 2011

Czas rozliczeń


Wszystko idzie po staremu. Najpierw jest nieudolna kampania, potem porażka wyborcza, pokrzykiwania że w końcu kiedyś się uda. Teraz w PiS zbliża się okres który po każdej porażce zawsze wieńczył ten niezmienny od lat ciąg zdarzeń. Zbliża się czas rozliczeń za porażkę.

Zakochana w prezesie Kaczyńskim Jadwiga Staniszkis apelowała wczoraj aby partia poszukiwała błędów bez konsekwencji w postaci uszczuplania kadry. Trudno mi jednak wyobrazić sobie prezesa który pogodzi się z faktem że największym nieszczęściem PiS jest on sam, a swojej frustracji za porażkę nie wyładuje na współpracownikach.

Przechodzili to już Adam Zalewski i Kazimierz Ujazdowski, przechodziła Joanna Kluzik - Rostkowska wespół z Pawłem Poncyliuszem, nie wiem czy przejdzie też Adam Hofman ale on sam zapobiegawczo już tydzień temu, zaraz po ogłoszeniu wyników, oddał się do dyspozycji szefa partii. Plotki mówią też o wewnętrznym wyłomie i powstaniem w partii frakcji tzw. ziobrzystów. Jej liderzy – Ziobro i Kurski są oskarżeni o prowadzenie kampanii niezgodnej z oficjalną linią partii. Sami też są ponoć niezadowoleni że popierani przez nich kandydaci dostali nieciekawe miejsca na listach w nieciekawych okręgach.

Blady strach padł na liderów tegorocznej kampanii PiS. To partia której lider nie znosi porażek a jego taktyka uszczuplania po nich kadry jest podyktowana emocjami a nie zdrowym rozsądkiem. Całość zostaje zawsze potem ochrzczona mianem wewnętrznej konsolidacji, która w istocie jeszcze bardziej centralizuje partię wokół osoby prezesa.

Jacek Żakowski twierdzi że PiS jest już martwy tylko jeszcze o tym nie wie. Przewiduje rozpad partii, ale nie wieszczy zniknięcia ze sceny jej polityków, uważając że spora grupa mogłaby jeszcze zaistnieć w innych formacjach. Na chwilę obecną ciężko jest przewidzieć dalszy rozwój wydarzeń. Nie da się ukryć że PiS ma problem z prowadzeniem kampanii na skalę na tyle wysoką że pozbycie się kilku osób jej nie rozwiąże.

W PiS jest oczywiście jedna linia polityczna i jest to ta którą wskazuje prezes. Jego wewnątrzpartyjna dydka tura nie dopuszcza składania wniosków racjonalizatorskich, bo są one odbierane jako krytyka jego samego. Nie ma zatem możliwości aby cokolwiek w PiS w najbliższym czasie się zmieniło. Rodzi to szansę na powolny rozpad tej patologicznej partii, bo stojący dalej od prezesa w końcu będą mieli dość nieustannych porażek i ciągłych zapewnień że lepsze czasy w końcu nadejdą.

Czy szansa ta zostanie przemieniona w działania? Porażka PJN’u może spowodować że nie, a przynajmniej że nieprędko. Jednak z czasem doświadczenia tej frakcji będą odchodzić w zapomnienie a porażki PiS jak następowany po sobie, tak następować będą nadal. PiS jest na najlepszej drodze do samo destrukcji a jej politycy mogą niedługo zacząć uciekać z tonącego okrętu.

poniedziałek, 10 października 2011

Po raz ósmy


Skończyła się kampania, skończyły się wybory no i znów nie udało się uniknąć nieuniknionego. Nie pomogły nawoływania do końca wojny polsko-polskiej, chwytliwe hasło i aniołki Kaczyńskiego. A sondaże, którymi dysponował sztab PiS, w których rzekomo kilkakrotnie miał być numerem jeden zostały wczoraj dotkliwie skorygowane. Fakty są brutalne – Kaczyński ponosi ósmą z rzędu porażkę wyborczą. I co?

I nic. Tak jak przed czterema laty, Kaczyński zaczął wystąpienie od chrzanienia o jakimś froncie któremu oni nie dali rady, tak wczoraj zasugerował że rząd w zasadzie będzie skupiał się na walce z jego ugrupowaniem. On nie rozumie i już nie zrozumie że rząd ma ważniejsze sprawy na głowie niż zwalczanie jego i jego bandy psychopatów.

Porażka jest dotkliwa. Może nie jest tak spektakularna jak porażka SLD ale będzie frustrująca dla PiS. A to dlatego że pokazuje że jakiejkolwiek taktyki by oni nie zastosowali to wyścig kończą na drugim miejscu. Takie poczucie bezsilności może powodować frustrację co najlepiej widać po osobie samego prezesa, który już dawno pod jej wpływem stracił zdolność trzeźwego myślenia.

Stan ten pogłębiany jest tym że Kaczyński zdaje sobie sprawę z tego co powinien zmienić w partii, aby ta miała szanse na zwycięstwo, choć głośno o tym nie mówi. I tak naprawdę po nieudanej próbie oszukania Polaków, podejmuję idiotyczną wręcz próbę przekonania siebie że tak nie jest – że jedyną szansą na zmianę wyniku PiS jest zmiana jej lidera. Skoro nie skutkowała ostra kampania nienawiści, nie skutkowała zakłamana kampania oparta na kłamliwej zmianie wizerunku, nie skutkowała kampania oparta na atakowaniu rządu i obwinianiu go za Smoleńsk i inne nieszczęścia to ze sporą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć że kolejne pomysły również zmiany na pierwszych dwóch miejscach podium nie przyniosą.

Można to porównać do próby czasowej przejazdu samochodem po wybranym torze. Z okrążenia na okrążenie zazwyczaj kierowca jedzie coraz pewniej i coraz szybciej. W końcu jednak osiąga swój najlepszy przejazd a kolejne próby są gorsze lub co najwyżej takie same. Nie wyklucza to możliwości poprawy swojego rekordu o jeszcze drobne ułamki sekund, ale wymaga to wielu kolejnych prób i czasu na nie poświęconych. Mówiąc krótko rezultaty są nikłe a nakład kosztów ogromny. Wówczas, trzeba zmienić albo technikę jazdy (czyt. kampanię), albo samochód (czyt. partię), albo kierowcę (czyt. wiadomo kto). Technikę jazdy Kaczyński zmieniał już kilkakrotnie, samochodu nie zmieni bo PiS to jego dzieło w które włożył ogrom pracy i nie ma zamiaru z niego rezygnować.

Czy zmieni kierowcę? Na pewno nie w najbliższym czasie. Podejmie jeszcze niejedną próbę odwrócenia sytuacji na szczycie. Nie chce się pogodzić z faktem że on swój najlepszy czas przejazdu już wykręcił. Grono wyborców jego partii, w takim kształcie jaki ma ona obecnie, jest już nasycone. Jego twardy i zmobilizowany elektorat stanowił około 30% głosujących i nie przeskoczy tego wyniku. Kaczyńskiego przy walce trzyma przekonanie że Polsce potrzebna jest prawica. Co do tego nikt nie ma wątpliwości, ale taka prawica jak ta obecna nie ma szansy na zwycięstwo bez drastycznych zmian.

Kaczyński nie chce odchodzić. Po pierwsze dlatego że byłby to swoisty walkower i przyznanie że znienawidzony Donald Tusk jednak jest lepszy. Po drugie dlatego że Kaczyński wie że jego odejście to jedyna szansa dla partii której jest współzałożycielem, boi się jednak że gdyby zdecydował się na taki krok to w następnych wyborach mógłby dostać dowód na to że w tym jedynym przypadku miał rację.