Szukaj na tym blogu

Powered By Blogger

środa, 30 czerwca 2010

Co łączy prezesa z piłkarską reprezentacją Korei Północnej


Jarosław Kaczyński ma poważny problem. Dziś wieczorem znów będzie musiał wystąpić solo. A to oznacza że treści wypowiedzi oraz sposób wypowiedzi będzie musiał przygotować sam. Jak takie wystąpienia wyglądają w przypadku prezesa przekonaliśmy się w niedzielę, gdy na oczach całej Polski prezes poległ w każdym aspekcie debaty czy to merytorycznym czy też słowno – językowym. Wówczas mówił w sposób dla siebie charakterystyczny, chociaż z mową miało to niewiele wspólnego, było to bardziej mamrotanie niż mówienie. Język też oczywiście ten sam co stale. Podczas niedzielnej wypowiedzi prezes słowa kierował tylko i wyłącznie do swoich twardych wyborców, od razu poddał się w walce o tych niezdecydowanych.

Wczoraj Grzegorz Napieralski ogłosił że nie będzie wskazywał swoim wyborcom na kogo, Jego zdaniem, powinni głosować, dając im swoiste carte blanche w podejmowaniu decyzji. Oznacza to że do wzięcia jest w puli około 14% głosów poparcia, a okazja żeby je zagarnąć nadarzy się już dziś wieczorem. Nie będę się zastanawiał w ilu procentach lewicowy będzie w debacie Jarosław Kaczyński bo ta Jego chwilowa lewicowość została już przez wszystkie obozy polityczne, poza PiS, określona fałszywą. Niestety dla prezesa, nikt nie dał się nabrać i teraz trzeba będzie wymyślić jakiś bardziej wiarygodny sposób przekonania lewicowych wyborców do siebie.

Strategię opracowuje oczywiście sztab PiS i miałaby nawet ona szanse powodzenia gdyby nie fakt że sztabowcy obu kandydatów podczas debaty będą mogli co najwyżej zasiąść na widowni w studio. A bez Kluzik – Rostkowskiej, Poncyliusza, Elżbiety Jakubiak i pozostałych swoich działaczy Jarosław Kaczyński jest niewiele wart. Niestety ale dziś nie będzie mógł pokrzyczeć o cudownych zmianach jakie wprowadziłby w naszym kraju, a w przypadku wygrania wyborów oczywiście szybko rakiem się z nich wycofał. Będzie musiał odpowiadać nie tylko na trudne dla Niego pytania dziennikarek ale również na jeszcze trudniejsze pytania Bronisława Komorowskiego. Jeżeli dodamy do tego że będzie musiał radzić sobie sam to możemy zdać sobie sprawę że Jarosław Kaczyński znajduje się w położeniu podobnym do tego w jakim znalazła się reprezentacja Korei Północnej po meczu z Portugalią (2 rozegrane mecze 2 porażki, 9 straconych bramek i brak jakichkolwiek szans na awans)

Sztabowcy prezesa oczywiście doskonale zdają sobie sprawę z sytuacji w jakiej się znaleźli. Dla poprawienia własnego morale od niedzieli oszukują sami siebie przekonując nawzajem że prezes Kaczyński jest zwycięzcą debaty. Pierwsze skrzypce zagrał tu Paweł Poncyliusz który zaraz po debacie wyszedł do dziennikarzy i na siłę próbował doszukać się jakiś błędów u swojego oponenta. Nie znalazł nic, a frustracja jaka zrodziła się u Pawła Poncyliusza na skutek takiego przebiegu wydarzeń powodowała że nie był w stanie opanować zdenerwowania. Brakowało tylko tego żeby na skutek bezsilności swojej i swojego kandydata Poncyliusz rozpłakał się przed kamerami.

Zastanawiające jest zatem jaką strategię sztab prezesa ma przygotowaną na dziś. W niedzielę na przykład zamiast przygotować Jarosława Kaczyńskiego do debaty, sztab prezesa do spółki z młodzieżówką PiS przygotowali cyrk przed gmachem Telewizji Polskiej. Przebrany za hipisa Poncyliusz, posłanka Jakubiak z kwiatami wplecionymi we włosy oraz cała rzesza młodych ludzi wykrzykiwała tekst piosenki „Give Peace a Chanse”z repertuaru Lennona. Zdziwiony nie jestem, bo akurat pajacowanie to jedyna płaszczyzna w której PiS zawsze było lepsze od Platformy. Szkoda tylko że te świetne nastroje zostały szybko zepsute przez marne wystąpienie ich głównego bohatera.

Nie mam pojęcia czy dziś też sztabowcy prezesa przygotują jakiś happening czy też zajmą się wreszcie polityką. Nie ma to żadnego znaczenia bo bez względu na to jak dobry plan działania by przygotowali, to wypuszczony w pojedynkę do boju Jarosław Kaczyński i tak wszystko schrzani. Obawiam się zatem że moje porównanie do reprezentacji Korei będzie po dzisiejszym wieczorze jak najbardziej adekwatne do sytuacji prezesa: 2 odbyte debaty, 2 druzgocące klęski, multum straconych szans i brak jakichkolwiek nadziei na odwrócenie niekorzystnych dla prezesa trendów panujących wśród wyborców.

wtorek, 29 czerwca 2010

Prezes Kaczyński też mógłby mieć ksywkę "wpadka""


Pomyłki słowne które zdarzają się Bronisławowi Komorowskiemu nie tylko nie dyskwalifikują go jako najlepszego z możliwych kandydatów na prezydenta ale jeszcze dodatkowo poprawiają Jego wizerunek jako polityka prawdziwego. Widać że wypowiedzi marszałka są jego własnymi przemyśleniami, podczas przedstawiania których zdarza mu się cos lekko pokręcić. W przeciwieństwie do wypowiedzi prezesa Kaczyńskiego, które są przygotowywane przez Jego mizerny sztab. I tylko dopóki prezes może liczyć na wsparcie swojego sztabu to pomyłek unika. Widać to było w niedzielę, gdy prezes nie mógł liczyć na podpowiedzi swoich klakierów i swoje godzinne opowiadanie bzdur podsumował skandaliczną wypowiedzią o Białorusi.

Komentując niedzielną debatę wspomniałem o konferencji sztabowców prezesa sprzed jakiegoś czasu, podczas której posłanka Jakubiak, wyświetliła sobie przy pomocy rzutnika i czytała dziennikarzom zdania marszałka Komorowskiego w których zdarzyło mu się przejęzyczyć. W tym samym komentarzu nazwałem tamta konferencję mianem „poczytaj mi mamo”, bo przypominało to czytanie opowiastek w wykonaniu posłanki. Oczywiście nie dziwię się takiej formie prowadzenia kampanii, ponieważ jeżeli kandydat którego samemu się popiera to polityczna miernota, bez programu, bez pomysłu i bez jakiejkolwiek politycznej wartości, to przynajmniej warto podjąć próbę umniejszenia wartości kontrkandydata. Oczywiście posłanka Jakubiak, rzecznik sztabu – Poncyliusz i przewodnicząca Kluzik – Rostkowska mogą sobie mówić że takie wypowiedzi świadczą o nieznajomości ojczystego kraju przez marszałka, o Jego niewiedzy i tak dalej i tak dalej… Nie będę tego komentował bo każdy potrafi sobie wyciągnąć własne wnioski. Mogę natomiast zadać kilka pytań dotyczących kilku ciekawych wypowiedzi prezesa.

Na przykład mogę spytać jaką wiedzę o kraju ma człowiek który na zjeździe swojej partii raczy śpiewać w Hymnie Państwowym o marszu z „ziemi polskiej do włoskiej”. Nie wiem jak pozostali ale mnie przez lata uczono nieco inaczej. A może ja wcale nie mam racji bo hymn Polski hymnem Polski, a hymn IV RP to zupełnie inna sprawa. Sytuacja jest warta podkreślenia, zwłaszcza że dotyczy polityka który przedstawia się jako ogromnego patriotę i obrońcę Polskiej tradycji i symboli.

Na podkreślenie zasługuje też niezwykły konserwatyzm prezesa Kaczyńskiego. I mimo że zmienia poglądy średnio pięć razy na dzień, to jak już zdecyduję się na konkretną wersję zależną oczywiście od sytuacji to jest tych przekonań niezwykle pewny. Na tyle pewny że nikt nawet go nie przekona że „białe jest białe a czarne jest czarne”. W sumie to żyjemy w wolnym kraju i każdy ma prawo do indywidualnej interpretacji zaobserwowanych zjawisk. Po za tym gdyby spojrzeć na sprawę z bardziej naukowego punktu widzenia to biały ma być kolorem który odbija 100% docierającego do niego światła. Jest to pojęcie abstrakcyjne bo w rzeczywistości kolor idealnie biały nie istnieje, co sprawia że to co zwykliśmy nazywać białym w rzeczywistości białe nie jest. W przypadku czerni jest podobnie, tylko że w tym przypadku całość światła ma być absorbowana. Tyle mówi fizyka, ale wątpię żeby akurat to miał na myśli prezes Kaczyński.

Czasem, w ramach ciągłego zmieniania poglądów zdarzy się prezesowi powiedzieć coś mądrego. Sytuacja taka miała miejsce podczas kampanii do Euro Parlamentu kiedy prezes w przebłysku zdrowego rozsądku zauważył że tylko popierając Platformę Obywatelską możemy pomóc sobie oraz pomóc Polsce (sytuacja do obejrzenia na video poniżej).

Ala jako że prezes zmienny jest to po chwili doszedł do wniosku że chodziło mu jednak o Prawo i Sprawiedliwość.

Oczywiście nie muszę dodawać że nie przypominam sobie aby posłanka Jakubiak w ramach „poczytaj mi mamo” kiedykolwiek wspomniała o powyższych przypadkach. Do niedzielnej wtopy dotyczącej sprawy białoruskiej pewnie też się nie odniesie. Znając ją oraz wszystkich pozostałych członków sztabu prezesa będą starali się minimalizować jej znaczenie. Ja natomiast zastanawiam się jakimi ciekawymi sformowaniami zaskoczy nas prezes Kaczyński już podczas jutrzejszej debaty.

niedziela, 27 czerwca 2010

Prezesowi znów nie wyszło


Powiedzieć że Jarosław Kaczyński przegrał debatę to posługując się retoryką samego prezesa powiedzieć „oczywistą oczywistość”. Jednak słowo „porażka” w żaden sposób nie oddaje stylu w jakim prezes debatę przegrał. Porażkę to poniosła Anglia w meczu z Niemcami, a prezes Kaczyński w debacie poniósł druzgocącą klęskę. Oczywiście że znajdzie się całe gremium osób, które są tak ślepo zapatrzone w osobę prezesa że „oczywistej oczywistości” nie dostrzegą. Jednakże każdy kto ma w sobie choć odrobinę obiektywizmu i zdolności do krytycznego spojrzenia na sytuację którą widzi przyzna że w debacie Kaczyński wypadł jak Anglicy w meczu o ćwierćfinał Mistrzostw Świata.

Problem Kaczyńskiego jest tym większy że nie znajduję żadnych okoliczności łagodzących, którymi mógłby się teraz posłużyć żeby usprawiedliwić swój kiepski wizerunek który zaprezentował. Nie może powiedzieć że nieprzychylne mu media specjalnie tak zorganizowały program debaty żeby miał pod górkę bo wśród 3 dziennikarek prowadzących znalazła się Joanna Lichocka z TVP. Nie może też powiedzieć że pytania mu nie przypasowały bo marszałek Komorowski musiał odpowiadać na te same pytania i bez problemu dawał sobie radę.

Zepchnięty do głębokiej defensywy prezes Kaczyński motał się, unikał odpowiedzi na pytania bądź stosował odpowiedzi wymijające. Odpowiedzi miał nieprzemyślane i to nie dlatego że czas na odpowiedź to były dwie minuty na pytanie, lecz dlatego że prezes nie ma żadnych konkretnych poglądów ani żadnego konkretnego programu. Ale warto tu zacytować bardzo ciekawe zdanie, które padło pod koniec, na temat polityki zagranicznej w którym prezes stwierdził że „w relacjach zagranicznych ważne są rurociągi”. Muszę przyznać że nie mam pojęcia jak się do tej wypowiedzi ustosunkować, ale ciężko mi sobie wyobrazić w jaki sposób rurociągi miałyby by zastąpić działania dyplomatyczne.

Często pisząc ten blog zaznaczam jak konsekwentnie prezes Kaczyński, przy rozmaitych okazjach zaprzecza samemu sobie. Nie będę w tym momencie cytował ani własnych wypowiedzi, bo wszystkie są dostępne na blogu AntyJarosław, ani nie będę cytował poprzednich wypowiedzi prezesa zaprezentowanych przy okazjach wystąpień publicznych ponieważ wpis ten ma stanowić mój komentarz do dzisiejszej debaty a nie do wypowiedzi wcześniejszych. Warto jednak zaznaczyć sytuację z samego początku kiedy Jarosław Kaczyński znów podzielił kraj, tym razem nie na ZOMO i „nieZOMO”, ale na Polskę A i Polskę B. W odpowiedzi Marszalek Komorowski od razu powiedział że Polska jest jedna i nie ma żadnej wersji Polski A i wersji B ani C ani D. Jak ustosunkował się do tego prezes?? Otóż prezes powiedział że zgadza się z Komorowskim!! Przyznał racje że nie ma podziału na Polskę A i B. Prawdę mówiąc to zgłupiałem ale na szczęście jestem jeszcze w stanie zauważyć że prezes znów zaprzeczył sam sobie, tym razem w odstępie kilku minut. Co lepsze, niespełna chwilę później okazało się że ta niepodzielona Polska jest jednak podzielona, tym razem nie na A i B ale na Polskę liberalną i solidarną. I powiem szczerze że w tym momencie to ja już nie chce nawet wiedzieć czy zdaniem prezesa Polska jest podzielona czy niepodzielona jeżeli jest to jak jest podzielona, co ważniejsze mam obawę że nie wie tego nawet sam prezes Kaczyński.

Nie będę opisywał w jaki sposób prezes ustosunkowywał się do każdego z zadanych pytań bo mieliśmy 3 części debaty, w każdej po 3 pytania co zmuszałoby mnie do dziewięciokrotnego powtórzenia że prezes Kaczyński był nieprzygotowany, nie wiedział co ma odpowiedzieć szukał ucieczki od pytań odpowiadając nie na temat i nie potrafił znaleźć metody na spokojnego i pewnego siebie i swoich poglądów marszałka. Ale nie mogę nie wspomnieć o wypowiedzi którą komentować będą teraz szeroko wszyscy i wszędzie, a która dotyczy sprawy Białorusi. Nie ma i nie będzie ŻADNEGO usprawiedliwienia dla wypowiedzi tak skandalicznych i tak nieodpowiedzialnych w ustach człowieka który kandyduje na stanowisko prezydenta największego państwa w tej części Europy. I nie obchodzi mnie czy prezes powiedział to bo tak myśli czy był to wynik zdenerwowania spowodowanego świadomością że z minuty na minutę Kaczyński coraz bardziej się pogrąża. Bo to że taka wypowiedź odbije się mocną czkawką prezesowi w sondażach a w ostateczności na wyniku końcowym, to akurat dobrze dla kraju i jego obywateli a także dla naszych sąsiadów i wszelkich państw z którymi utrzymujemy dyplomatyczne (czyt. rurociągowe) stosunki. Ale można mieć obawy że cała sprawa odbije się też szerokim echem na arenie międzynarodowej a nie od dziś wiadomo że relacje na linii Polska – Białoruś do najlepszych nie należą. Dlatego uważam że ludzi, którzy publicznie pozwalają sobie na tak nieprzemyślane sformułowania nie tylko nie należy sadzać na wysokich stanowiskach ale należy ich jak najdalej od tych stanowisk trzymać.

Sztab prezesa, jako że nie ma się czym pochwalić postanowił podkreślać słowne pomyłki jakie zdarzały się marszałkowi Komorowskiemu w ostatnich tygodniach. Na jednej z konferencji widziałem nawet jak posłanka Jakubiak urządziła akcję w stylu „poczytaj mi mamo” i cytowała dziennikarzom zdania wypowiedziane przez marszałka w których przytrafiły mu się słowne wpadki. Po dzisiejszej debacie mogę jasno powiedzieć. Wolę mieć prezydenta któremu zdarza się od czasu do czasu przejęzyczyć niż prezydenta który jedną nieprzemyślaną wypowiedzią jest w stanie postawić nasz kraj w niezwykle skomplikowanej i niekomfortowej sytuacji na arenie międzynarodowej.


Prezes Kaczyński dostał sromotne lanie od doskonale przygotowanego oponenta. Wiarygodność Komorowskiego wynikała nie tylko z braku zdenerwowania i wiary w słuszność swoich przekonań, ale także z tego że podczas wymiany argumentów posługiwał się faktami jak wtedy gdy mówił o pieniądzach jakie rząd przeznaczył na podwyżki dla nauczycieli czy na uniwersytet w Rzeszowie a w późniejszej części na inwestycje w Polsce. W sytuacjach problemowych nie chciał składać żadnych konkretnych obietnic, deklarował natomiast chęć przedyskutowania problemu z odpowiednimi środowiskami. Natomiast wiarygodność prezesa Kaczyńskiego była żadna. Pomijając już wspomniany przypadek gdy w przeciągu 5 minut Polska zdążyła się podzielić, potem połączyć aby za chwile znów się podzielić, to można wspomnieć wiele przypadków gdy wyraźnie widać było że prezes nie ma nawet pomysłu na jakiś program dla kraju. Niestety ale Jarosław Kaczyński nadal nie rozumie że wyborcy nie są głupi i rzucanie pięknie brzmiących ale pustych w swym przesłaniu haseł nikogo nie przekona. Ja już przerabiałem idee 3 milionów mieszkań czy taniego państwa które w ostatecznym rozrachunku okazały się być tylko snem na jawie prezesa Kaczyńskiego. Jestem wyborcą i mam gdzieś deklaracje co prezes zamierza zrobić, bo znam go dobrze i wiem ze chciałby tu urządzić przysłowiowe Eldorado. Mnie interesuje JAK prezes zamierza te plany zrealizować, ILE czasu będzie na to potrzebował, SKĄD weźmie pieniądze. Bez tego obietnice prezesa to tylko puste frazesy.

Prezes ma świadomość swojej klęski, wyraźnie pokazywał to niesmak na Jego twarzy gdy wychodził ze studia złapany na chwilę przez dziennikarzy. Coś tam markotał pod nosem że marszałek Komorowski przypisuje sobie i swojemu rządowi zasługi rządu Jarosława Kaczyńskiego. Cóż można powiedzieć, po prostu śmiech na sali. Swoje trzy grosze dorzucił rzecznik sztabu, Paweł Poncyliusz który na siłę próbował doszukać się błędów jakie popełnił marszałek podczas debaty, ale gdy nie udało się niczego takiego znaleźć, można było zobaczyć narastającą w nim z każdym zdaniem frustrację spowodowaną bezsilnością wobec świetnie przygotowanego konkurenta.

Na koniec dodam jeszcze że przed chwilą na Onet.pl wyczytałem że Jarosław Kaczyński ogłosił się zwycięzcą debaty. Pozwolę sobie nie komentować tego stwierdzenia. Powiem natomiast że odnoszę wrażenie jakbym miał deja vu. W 2007 roku prezes po przegranej przedwyborczej debacie z Donaldem Tuskiem również stwierdził że czuje się zwycięzcą, natomiast wczoraj słyszałem w telewizji że „tamta debata faktycznie mu nie wyszła”. Ale cóż, na temat zaprzeczania własnym słowom w wykonaniu prezesa wypowiadałem się już nie raz i znając Jarosława Kaczyńskiego jeszcze nie raz będę się musiał znów wypowiedzieć.

Jak monopol to tyko w wykonaniu prezesa


Jednego mogę dziś być pewny. Jarosław Kaczyński ma mnie za idiotę. No i nie tylko mnie ale także pozostałe 31 milionów Polaków uprawnionych do głosowania też. Wczoraj w ramach kampanii doszedł do wniosku że nie należy oddawać władzy w ręce jednej partii. Kaczyński twierdzi że obawia się monopolu jednej partii, który może być dla Polski niebezpieczny.

Kaczyński, jako że ma mnie za idiotę, liczy że „zapomniało mi się” już o niedawnym monopolu jednej partii, w ramach którego dwóch oszołomów, po kampanii strachu i kłamstw dorwało się do władzy a potem pod pretekstem walki z wyimaginowanym w swoich głowach „układem” zaczęli dobierać się do każdego kto stanowił zagrożenie dla ówczesnego monopolu. Stworzono stwór o nazwie IV RP, który miał strukturą organizacyjną miał przypominać państwo demokratyczne a w rzeczywistości był policyjno-kościelnym państwem autorytarnym którego pełnoprawnym obywatelem mógł się nazywać tylko ten kto popierał monopol, reszta stanowiła zagrożenie dla „autorytarnej demokracji” jaką monopol zafundował mieszkańcom IV RP.

Monopol ten miał oczywiście poparcie silnych mediów, w których osoby pełniące najwyższe funkcje były tak podobierane żeby media te przypadkiem nie dostrzegały błędów partii rządzącej. Ale ponieważ wszystko to działo się 5 lat temu to wówczas poparcie to nie stanowiło niebezpieczeństwa, w przeciwieństwie do sytuacji obecnej gdy to poparcie mediów niezwiązanych z PiS jest już zagrożeniem dla demokracji. Kryterium podziału mediów na media groźne dla demokracji i media demokrację wspierające jest oczywiście sposób patrzenia na 2 lata marnych rządów PiS.

Zagrożenie dla państwa stanowi również obsada stanowisk które pozostały puste po katastrofie w Smoleńsku. Dotychczas wydawało mi się że zagrożeniem dla kraju jest sytuacja w której naczelne instytucje państwowe nie mogą być prawidłowo zarządzane ze względu na brak osób które są odpowiedzialne za kierowanie nimi. Wydawało mi się również że szybkie zapełnienie luki na tych stanowiskach zagrożenie to minimalizuje. Jestem niezwykle wdzięczny prezesowi Kaczyńskiemu za uświadomienie mnie że moje poglądy na temat bezpieczeństwa państwa były błędne a państwo jest bezpieczne tylko wówczas kiedy jego naczelne instytucje nie są w stanie normalnie funkcjonować.

Aby zagrożenie takie nie występowało należy umiejętnie dobierać kandydatury na konkretne funkcje w państwie tak aby na przykład ministrem sprawiedliwości był młody prawnik który fałszywie oskarża ludzi o morderstwo (sprawa dr Mirosława G), ministrem spraw zagranicznych powinna być kierowniczka magla która kompromituje kraj na arenie międzynarodowej, ministrem edukacji powinien być człowiek ośmieszający polską edukację poprzez wprowadzanie amnestii maturalnych które mają ułatwić zdanie egzaminu maturalnego dla co mniej rozgarniętych uczniów a ministrem rolnictwa powinien być najlepiej człowiek który wspomnianej przed chwilą matury nawet nie ma.

Sytuację tą zrozumiała pewna rozmówczyni prezesa Kaczyńskiego, od wczoraj znana jako „pani Maria”, która jak twierdzi nie popiera PiS ale w II turze poprze prezesa gdyż „boi się monopolu partii bogatej”. Z przykrością muszę jednak poinformować prezesa że ja nie nazywam się pani Maria i nadal wolę monopol partii bogatej ale trzeźwo myślącej niż duopol partii bogatej i prezydenta z psychicznymi urojeniami.

wtorek, 8 czerwca 2010

Opowiem Wam bajkę o tym co by było gdyby było...


Nazywam się Kaczyński, Jarosław Kaczyński. Na co dzień interesuje się polityką. I w polityce jestem najlepszy. Generalnie najlepszy jestem we wszystkim. Udowodniłem to wielokrotnie kiedy przed pięcioma laty, prowadząc kampanie populizmu dorwałem się do władzy. Ale niestety, dwa lata później ówczesna opozycja wmówiła Polakom że moja najwspanialsza pod słońcem koalicja nie potrafiła rządzić tym państwem. Ale co ja poradzę że „nie daliśmy rady potężnemu frontowi”, który, jak już tłumaczyłem „rozciągał się od Faktów i Mitów, pisma które zatrudniało kiedyś Grzegorza Piotrowskiego, mordercę księdza Popiełuszki, aż po „Nie”, „Gazetę Wyborczą”, różne telewizje, Platformę Obywatelska, Lid”. Przecież oni wszyscy należeli do układu, tego z którym ja postanowiłem walczyć. Ale oni wiedzieli że jestem najlepszy i że do układu się dobiorę i w ramach ochrony układu postanowili się mnie pozbyć. A ciemny lud kupił te bajkę jaką stworzyli Ci z układu. Teraz u władzy są ludzie zupełnie bez kompetencji, zupełnie bez pomysłu, bez wiedzy, po prostu beznadziejni.

Gdybym dziś był premierem budżet byłby dawno znowelizowany. To chyba jasne. Zresztą gdybym był premierem gdy go uchwalano, nowela w ogóle nie była by potrzebna, bo ustawy budżetowe i nie tylko za moich czasów były najlepsze. Zawsze miałem najlepszych fachowców od finansów publicznych, mniejsza z tym że zawsze miałem ich zdanie w głębokim poważaniu. Ale obecny rząd nie potrafi przyznać się do błędu. I nie potrafi też zrozumieć że zmiany w zapisach obecnej ustawy są konieczne. Przecież obiecałem, że im pomogę. Zadeklarowałem chęć współpracy przy zmianie zapisów. Przecież zawsze dbałem o stan funduszy publicznych. I co z tego że w lutym ubiegłego roku zażądałem debaty na temat kryzysu w Polsce, a gdy Rada Ministrów wreszcie raczyła spełnić moją prośbę wyszedłem z sali. Przecież chyba wyraźnie wyjaśniłem że szkodzi mi przebywanie w klimatyzowanej Sali plenarnej. To ten krzykacz, Rostowski zrobił aferę że niby ja jestem nieobecny na tak ważnej debacie. Przecież całość leciała w telewizji, wpadłem na chwilę a resztę obejrzałem sobie w telewizji siedząc wygodnie w sejmowej restauracji.

Gdybym dziś był premierem to nie trzeba by wypełniać tych 16 świstków. Ale czego można się po tej ekipie spodziewać. Biurokracja na każdym kroku. I co to ma za znaczenie że za moich rządów nie było lepiej. Gdyby mi ówczesna opozycja nie przeszkadzała to by było. A tak w ogóle to miało być, tylko że mi przerwali. To że biurokracja za moich czasów miała się świetnie to nie Wasza sprawa. A to że oprócz rozbudowania samej biurokracji dodatkowo rozbudowałem aparat państwowy to już zupełnie jakaś absurdalna argumentacja. Musiałem przecież rozbudować własną kancelarię, żeby gdzieś powciskać tych oszołomów od Leppera i Giertycha. A to że stworzyłem Ministerstwo Gospodarki Morskiej to chyba żaden grzech. Co miałem zrobić. LPR chciał mieć jakiegoś swojego ministra, mięłam oddać im MSWiA, czy jakieś inne strategiczne. W życiu!! W końcu to ja miałem mieć kontrolę nad najważniejszymi resortami, obsadziłem ich swoimi klakierami i miałem monopol na władzę. I weźcie się wszyscy odczepcie od tego że to zaprzeczało forsowanej przeze mnie idei taniego państwa. To nie Wasza sprawa jak ja rządzę, ważne że rządzę, nieważne jak.

Gdybym dziś był premierem to odszkodowania dla poszkodowanych w powodzi byłyby wypłacane natychmiast. I nie było by to jakieś 6 tysięcy. Rząd chyba żartuje. Taką kwotę to się za przeproszeniem, daje na tace. Ja bym rzucił jakieś 100 tysięcy. Albo 200 tysięcy. Albo najlepiej 300. Nieważne skąd je wezmę. Ale wezmę. A jakby zabrakło w państwowej kasie to się obetnie pielęgniarkom, a jak przyjdą organizować głodówkę pod moją kancelarię to się wyśle kogoś zaufanego kto im wytłumaczy że brak kolacji im dobrze na biodra zrobi. A jakby nadal oszczędności nie wystarczyło to i lekarzy pozbawi się części wynagrodzenia. A jakby i oni postanowili zaprotestować to się ich weźmie w kamasze i zrozumieją że nie mają racji. Obiecuję powodzianom więcej niż rząd i co z tego że kiedyś też obiecałem wiele. Na przykład 3 miliony mieszkań. A to że byłem tak pewny siebie że szykując się do przejęcia władzy plan ich „budowy” przygotowałem nie na 4 lecz na 8 lat, to nie ma żadnego znaczenia. Skąd mogłem wiedzieć że natrafię na taki opór ze strony „układu” a potem „frontu”, że porządzę ledwie 2. Ktoś tam kiedyś raczył wyliczyć że 3.000.000 / 8 x 2 = 750.000. A ja nie umiem wyjaśnić gdzie się podziało te 750 tysięcy mieszkań. W zasadzie chyba to ich w ogóle miało nie być. To miała być tylko ściema, taki chwyt marketingowy żeby wygrać wybory.

Gdybym dziś był premierem to już dawno przejął bym od Rosjan śledztwo dotyczące katastrofy w Smoleńsku a wszystkie fakty z nią związane były by już dawno znane. Zresztą ja je znam już od dawna i próbuje wytłumaczyć wszystko rodakom, tylko że nikt mnie słuchać nie chce, jak zwykle. Przecież oczywistym jest że skala katastrofy to wina ministra Klicha, który znał skład delegacji i wydał zgodę by tylu ważnych przedstawicieli instytucji państwowych, wojska i również kościoła znalazło się na pokładzie jednego samolotu w tym samym czasie. A poza tym to że prezydent zginął to również jest wina rządu, bo gdyby nie premier Tusk, nie było by konfliktu na linii prezydent – rząd. Wówczas mój brat mógłby lecieć razem z premierem do Katynia w środę i nie doszło by do katastrofy, bo w ogóle sobotni lot byłby niepotrzebny. A teraz na dodatek rząd rozpowszechnił modę na zachwalanie Rosjan i dziękowanie im za pomoc w pracach nad przyczynami katastrofy. Przez tą nową modę i ja musiałem wmówić ludziom że się zmieniłem a potem musiałem udawać wielkiego przyjaciela zwykłych Rosjan których wręcz nie cierpię.

No niestety, gdybym tylko dziś był premierem. Skończyłbym wówczas z nieudolną polityką rządu i ponownie wprowadzałbym swój PiSowski autorytaryzm. Gdyby przedtem Platforma dała mi w spokoju pracować to dopiero rok temu skończyła by się moja pierwsza kadencja. Pierwsza ale nie ostatnia. Bo ludzie na pewno zrozumieliby że byłem najlepszy i wybrali by mnie na kolejną. I nigdy nie przyjmę do wiadomości że gdybym wtedy potrafił rządzić to dziś nadal byłbym premierem…

sobota, 5 czerwca 2010

Prezes Kaczyński znów zaatakował... znów samego siebie


Gdyby wczorajsze wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego podczas spotkania z młodzieżą w Hotelu Europejskim traktować wyłącznie pod kątem kampanii prezydenckiej, czyli inaczej mówiąc odsunąć na bok wszystko co nie związane z polityką i tylko ją jedną tam zostawić, to można by powiedzieć że jest to typowa mowa polityczna jakich pełno pada podczas kampanii. Jednakże jeżeli do jej treści dodać jeszcze charakter, osobowość, słowa i przede wszystkim czyny Jarosława Kaczyńskiego znane wszystkim z lat ubiegłych to wczorajsze wystąpienie można traktować jedynie jako kiepski dowcip ze strony prezesa.

Zaczęło się od wykładu na temat kompleksów. Kompleksy miały być związane z historią naszego kraju i w ogóle miały dotyczyć tożsamości narodowej, co u prezesa jest oczywiście standardowym elementem każdego wystąpienia, bez względu na to czy dotyczy ono gospodarki, służby zdrowia, polityki zagranicznej czy, jak wczoraj, rocznicy pierwszych wolnych wyborów po upadku komunizmu. Ale wróćmy do kompleksów. Jarosław Kaczyński przekonywał młodzież że nie powinna mieć kompleksów związanych z historią Polski, oraz teraźniejszością jaka jest w niej obecnie. I tu oczywiście w pełni zgadzam się z prezesem, gdyby nie to że początek ten jest zupełnie niepotrzebny. Bo ja nigdy i nigdzie nie obserwowałem i nie obserwuję aby młodzi ludzie kiedykolwiek mieli jakieś kompleksy z tym związane. A że sam jestem obecnie studentem sprawia że na co dzień mam do czynienia z wieloma grupami młodych osób, do których przecież apel ten był kierowany. Mogę więc śmiało powiedzieć że namawianie do wyzbycia się przez ludzi młodych kompleksów, nazwijmy to „historyczno-narodowościowych” to bezsensowne stwierdzenie, które nie może być zrealizowane. Nie można bowiem, pozbyć się kompleksów których się nie ma.

O ile jednak w przypadku kompleksów prezes miał, jak wspominałem, odrobinę racji, o tyle kolejne podnoszone przez Niego tematy powinny zostać przemilczane, ze względu na dobro samego prezesa. Kolejnym wątkiem poruszonym na wczorajszym spotkaniu była wizja państwa, a dokładniej mówiąc prezes podkreślał konieczność usprawnienia polskiego państwa poprzez zdjęcie z przedsiębiorców „worka kamieni” którym ma być biurokracja. Ale przecież to za rządów prezesa rozbudowywany był cały aparat administracyjno-państwowy, kolejne procedury prawne były utrudniane, a kulminacyjnym punktem całej zabawy w „usprawnianie państwa” było tworzenie nowych ministerstw, na czele z Ministerstwem Gospodarki Morskiej zwanym żartobliwie Ministerstwem od morza i śledzi. Możliwe jest jednak że Jarosław Kaczyński w całej swojej przebiegłości specjalnie to wszystko tak zaplanował, dezorganizował państwo, aby teraz jako prezydent miał co „usprawniać”, chociaż w to akurat ciężko mi uwierzyć.

Dalej prezes przeszedł do omawiania reformy edukacji, czyli wątku który walnie przyczynił się najpierw do upadku Jego własnego gabinetu a kilka miesięcy później do porażki w wyborach parlamentarnych. Prezes zaznaczał że ważne jest by państwo dbało o wykształcenie młodych ludzi. Podkreślał że jest przeciwnikiem ograniczenia liczby godzin historii w szkołach. Zresztą doskonale wiemy że prezes od zawsze dbał o to by w szkołach uczono przede wszystkim tych przedmiotów, na których młodzi Polacy mogą zrozumieć czym jest patriotyzm i tożsamość narodowa. Misję kształcenia młodzieży powierzył, niezwykle „kompetentnemu” w tym zakresie ministrowi Romanowi Giertychowi, który z miejsca rzucił kilka pomysłów na reformę edukacji takich jak mundurki, surowe kary dla agresywnych uczniów i obowiązkowa zmiana listy lektur. Żaden z tych pomysłów ani trochę nie wiązał się z wykształceniem u młodych, uczuć patriotycznych ale prezes był wówczas bardzo zajęty atakami na opozycję i nie miał czasu zerknąć co wyprawia Jego minister w polskich szkołach. Wczoraj prezes wspomniał że „reforma edukacji chyba nie do końca się udała”, ja natomiast pozwolę sobie powiedzieć że Jemu nie udała się NA PEWNO!!

Pozwolę sobie również poruszyć jeszcze jeden wątek z wczorajszego wystąpienia prezesa Kaczyńskiego. Wspomniał On że Polska nie może marnować potencjału jaki stanowią młodzi ludzie. Stwierdził że to właśnie oni są wielką szansą dla kraju. Gdyby skonfrontować to z wypowiedziami prezesa z czasów gdy był premierem to albo jest to zwrot w myśleniu o 180 stopni (wersja mało prawdopodobna) lub dowodzi zakłamania i stosowania techniki, opanowanej przez prezesa do perfekcji, polegającej na mówieniu nie tego co myśli ale tego co jest aktualnie najbardziej na miejscu (wersja wielce prawdopodobna). Jeszcze do niedawna młodzi ludzie (zwani dalej „wykształciuchami”) byli wręcz zagrożeniem dla kraju. Wynikało to z faktu iż wykształciuchy w zdecydowanej większości popierali Platformę, która jak wiadomo jest uosobieniem wszystkiego co najgorsze. Przyszłością narodu prezes ustanowił natomiast podstarzałe panie fanatycznie zapatrzone w oszołoma z Torunia i jego rozgłośnię. Ciekawe zatem, kim dziś stały się dla prezesa Kaczyńskiego słuchaczki Radia Maryja, skoro od wczoraj straciły już status „przyszłości narodu”.

Podsumowując wczorajsze spotkanie z młodzieżą zauważyć można że sztab prezesa przyjął w tej kampanii strategię naprawy tego co sami wcześniej napsuli. Próbują zwrócić uwagę że obecne państwo funkcjonuje źle i nie dba o obywatela zapominając że to właśnie takim państwem miała być ich własna wizja Polski zwana „IV RP”. Ze swojej strony mogę zatem zaproponować prezesowi Kaczyńskiemu zmianę hasła wyborczego które dziś brzmi „Polska jest najważniejsza”. Nowe hasło byłoby zaczerpnięte z jednego z kabaretów Andrzeja Grabowskiego i brzmiałoby „Jeżeli uważasz że w Twoim kraju wszystko jest źle, wybierz mnie, a pokażę Ci ile jeszcze można spieprzyć”