Dziś premier osobiście przyniosła do sejmu projekt ustawy do
kastracji budżetu i szczerząc zęby stwierdzała, że dotrzymała danego słowa. Nie,
nie dotrzymała. O ile pamiętam to w kampanii twierdzono, że 500 złotych będzie
się należało każdej rodzinie na każde dziecko. Teraz wiadomo już, że nie na
każde, tylko ew. na każde drugie i kolejne. Żeby dostać na pierwsze trzeba
spełnić kryterium dochodowe wynoszące poniżej 800 PLN na członka rodziny.
A poza tym to hurra, można brać pieniądze z budżetu, pół tysiaka
co miesiąc wolne od składek i podatków. Brać, nie umierać, płodzić dzieci i
znów brać kolejne i dalej nie umierać! Otóż nie, zamiast brać należy zrobić
rachunek sumienia czy jest się godnym takiej zapomogi…
Posłowie PiSu od razu jak tylko zaczęły się prace nad
projektem prowadzą kampanie moralizatorską, że jak się dobrze zarabia to można
wziąć ale raczej się nie powinno. No bo nie wypada, bo to nie w porządku, bo
się „skompromitować” można.
To oczywiście takie gadanie. Prawda jest taka, ze pisiory
wiedzą, że na ich projekt nie ma pieniędzy i nie będzie. Ale nie mogą bo
przecież jakby spasowali to ponieśliby spektakularną porażkę już chwilę po
wyborach. W kampanii nałgali że jest to absolutnie wykonalne, a teraz okazało
się, że jednak nie ma na to zwyczajnie pieniędzy. Mając świadomość, że ta
ustawa sparaliżuje budżet starają się wywołać strach, że każdy kto weźmie
zostanie moralnie rozliczony.
Oczywiście aby zapobiec paraliżowi finansów publicznych
trzeba by w ustawie umieścić kryterium dochodowe, ale wówczas kwota na „każde”
dziecko, była by jeszcze bardziej na nie każde niż jest już po uwzględnieniu
warunków z pierwszego akapitu. Dlatego zamiast tego, pisiory będą zniechęcać
ludzi do korzystania z należących się im praw. Oczywiście nikt nie odważy się
podać jakiejkolwiek kwoty progowej, chodzi o to by każdy, nawet skrajnie biedny
zastanowił się, czy jego dochód mieści się już w granicach moralnego prawa do
otrzymania pomocy.
Temu, że PiS wie iż na program nie ma forsy dał niechcący
dowód Zbigniew Ziobro. Stwierdził on, że będzie namawiał żonę, aby nie
korzystać z tej pomocy i zostawić te pieniądze na jakieś biedniejsze dziecko. A
czy to nie jest, a przynajmniej nie miało być tak, że dla tamtego dziecka też w
budżecie jest zabezpieczone 500 złotych? Czy „każde” dziecko to nie oznacza, że
pieniądze znajdą się zarówno dla tamtego dziecka jak i dla dziecka Ziobry? I
czy przypadkiem minister właśnie nie potwierdził w ten sposób, że istnieje
prawdopodobieństwo, że jak jedni wezmą zasiłek, to dla innych może nie
starczyć?
I pozostaje jeszcze jedna kwestia – na co (mający moralne
prawo) rodzice przeznaczą te 500 złotych? Otóż przeznaczą je… na finansowanie
tego programu na kolejne miesiące. Dlaczego? Dlatego, że PiS aby zdobyć środki
na realizację projektu wprowadził lub zamierza wprowadzić kilka zmian w prawie,
między innymi zamierza opodatkować handlowców. Nie wnikając w szczegóły trzech stawek
podatkowych i w ogóle całego pomysłu, każdy co najmniej średnio rozgarnięty
osobnik (czyli nikt z obecnego rządu), domyśli się, że nałożenie nowych podatków
na sklepy detaliczne będzie skutkowało podwyżką cen. Oznacza to, że dostęp do
wszystkich dóbr, w tym tych które trzeba zakupić dla dziecka będzie bardziej
kosztowny. Dodatkowo, podatkiem mają być też objęte stacje benzynowe, co będzie
skutkować m.in. podwyżką cen paliw, co przełoży się na wyższe koszty transportu
dóbr, co spowoduje co? No oczywiście następne podwyżki ich cen. Skutek jest
taki, że gdy konkretni rodzice dojdą już do wniosku, że moralnie są czyści i
zgłoszą się po pieniądze, to ich poprawa sytuacji finansowej zostanie zeżarta
przez wyższe ceny towarów. Suma summarum, dzięki temu siła nabywcza ich łącznych
dochodów wraz z nowym zasiłkiem pozostanie bez zmian. A wszystko po to, by rząd
miał pieniądze aby w kolejnym miesiącu znów wypłacić im pół tysiąca, które
praktycznie nic im nie da.