Szukaj na tym blogu

Powered By Blogger

poniedziałek, 19 lipca 2010

Wrócił Kurski... niestety


PiS zdecydowanie wraca do swojej klasycznej polityki agresji. Pokazał to oficjalnie wypuszczając w bój swojego naczelnego przygłupa Kurskiego. Wspomniałem już swego czasu że z przygłupami to nie dyskutuję, ponieważ najpierw sprowadzają Cię do swojego poziomu a potem pokonują doświadczeniem. Ale wypowiedzi Kurskiego dla Onet.pl nie można pozostawić bez komentarza, bo gotów będzie On jeszcze pomyśleć że może już bezkarnie łgać i nie usłyszy od myślącej (w przeciwieństwie do Niego samego) części społeczeństwa że jest łgarzem.

Jacek Kurski, poza łgarstwem, ma jedną ważną cechę która jest charakterystyczna tylko i wyłącznie dla Niego, mianowicie kompletny brak umiejętności trzymania języka za zębami. Ponosił już konsekwencje swoich bzdurnych wypowiedzi, jak na przykład w 2005 roku kiedy w reakcji na „dziadka z Wermachtu” został usunięty ze sztabu Lecha Kaczyńskiego. W tym roku do sztabu Jarosława nie został w ogóle włączony, od tak, na wszelki wypadek żeby przypadkiem znowu nie przysporzyć swojemu kandydatowi kłopotów. O pomoc poproszony został dopiero pod koniec, kiedy zdesperowany sztab prezesa poprosił Kurskiego o pomoc w przygotowaniu do debaty. Nic to nie pomogło, Kaczyński i tak przegrał.

Kurski na łamach Onetu żali się że Jego pomysł na kampanie został odrzucony już na początku. Sztab kazał mu trzymać gębę na kłódkę ponieważ pomysł był taki żeby wmówić społeczeństwu że PiS się zmienił i że zmienił się prezes. A Kurski jest specjalistą od psucia wizerunku.

Teraz Kurski powraca i stara się odreagować te kilka tygodni przymusowego milczenia. Wyraźnie nie rozumie nadal tego, że w Jego przypadku najlepiej będzie jak najdłużej siedzieć cicho.

Kurski nie ma pojęcia o fundamentalnych zasadach prawnych obowiązujących w państwie demokratycznym. Decyzje Komorowskiego na temat obsadzenia stanowisk które po tragedii smoleńskiej pozostały puste, nazywa uzurpacją władzy. Pieprzy coś o jakiś moralnych prawach, które miały dotyczyć jedynie ogłoszenia żałoby i rozpisania wyborów. Jak na przygłupa bez elementarnej wiedzy przystało nie rozumie że kompetencje p.o. prezydenta są w kwestii tego typu decyzji identyczne co głowy państwa. Takich rzeczy uczyli mnie już w gimnazjum.

Kurski krytykuje Janusza Palikota za ostre słowa jakie kieruje On pod adresem Jarosława Kaczyńskiego i całego PiS, zapominając że w kwestii chamstwa w polityce jest niekwestionowanym liderem. Takie wypowiedzi jak nazywanie Lecha Wałęsy „trupem politycznym” świadczą o nim samym, ale Kurski ma za mało godności żeby mieć odwagę przyznać ze taka wypowiedź była nieodpowiednia. Co gorsza, ubzdurał sobie w tej swojej małej główce, że media celowo zapraszają ludzi pokroju Palikota, aby stwarzać sytuacje do plucia na PiS. Kurski proponuje rozwiązanie, mówi że „jeden podpis szefa PO i gość znika z debaty publicznej”. Ja zdecydowanie bardziej będę optować za jednym podpisem szefa PiS po którym Kurski musiałby szukać sobie nowego zajęcia.

Zdaniem Kurskiego winę za tragedię w Smoleńsku ponosi rząd. Podobno to właśnie rząd prowadził taką politykę w wyniku której obchody rocznicy zostały rozdzielone. Nie trzeba pisać że to oczywiście bzdura, bo każdy myślący człowiek to sam widzi, a ten który nie widzi jest za głupi żeby móc to dostrzec. Winę za takie a nie inne relacje na linii Lech Kaczyński - rząd RP ponosi wyłącznie ten pierwszy. Świadomie dał się on zepchnąć do roli marionetki w rękach własnego brata, który wykorzystywał prezydenckie weto do realizacji swojej zamierzonej walki z rządem.

Kurski nie potrafi się też zdecydować, podobnie jak całe PiS kto odpowiadał za samolot rozbity na lotnisku w Siewiernyj. Do 10 kwietnia w PiS panował opinia że był to samolot prezydencki. Sam Lech Kaczyński wspominał swego czasu opisując jedną ze swoich podróży, w którą udał się razem z premierem wspólnym samolotem: „Premier Donald Tusk wskazał mi w samolocie inną kabinę niż ta, w której zazwyczaj siedzę w czasie podróży. Co mnie o tyle dziwi, że to jest mój samolot: sto jedynka”. Teraz jednak wygodniej jest w PiS mówić że samolot nie był prezydencki lecz rządowy i próbować zrzucić winę na rząd za jego zły stan, co się nie uda ponieważ samolot był świeżo po generalnym remoncie w zakładach w Samarze.

Wracając do Kurskiego to pomimo że wywiad jest obszerny, nie ma w nim nic ciekawego. I nikomu nie polecam go czytać, szkoda po prostu czasu. Sposób w jaki Kurski widzi Smoleńsk, wydarzenia związane z niedawną powodzią, niedawną kampanię i w ogóle całą politykę powoduje że można jedynie ubolewać że tacy ludzie reprezentują ten kraj w tak ważnej instytucji jak Europarlament. Kurski, podobnie jak Brudziński po kilku tygodniach kampanii w której obaj zmuszeni byli milczeć, usiłuje się przypomnieć. Robi to w charakterystyczny dla siebie sposób czyli poprzez kłamstwa i fałszywe oskarżenia. Gdyby móc uosobić Polskę i przedstawić ją w postaci żywego człowieka, to zdaniem Kurskiego Jarosław Kaczyński powinien być jej głową (o zgrozo!). Kurski natomiast widzi siebie jako szyję która tą głową by obracała. I minie jeszcze dużo czasu zanim zrozumie że w tak rozumianej Polsce, On jest jedynie wrzodem na dupie.

sobota, 17 lipca 2010

Brudziński oszalał...


Posłowi Brudzińskiemu nie odmówię dwóch rzeczy. Po pierwsze skrajnej głupoty, a po drugie konsekwencji w jej demonstrowaniu. Właśnie przeczytałem fragmenty wywiadu który ukarze się w najbliższym wydaniu tygodnika „Wprost” i powiem szczerze że to już nawet nie jest śmieszne. Bo o ile głupota Brudzińskiego może wzbudzać wyłącznie śmiech połączony z politowaniem, o tyle sytuacja w której tacy ludzie mają prawo wypowiadać publicznie takie bzdety jak Brudziński dla Wprostu, taka radosna już nie jest. Oczywiście wolność słowa sprawia ze idiotyzmy jakie sadzi Brudziński w świetle prawa są dopuszczalne, z czego ów poseł nagminnie korzysta.

Brudziński w wywiadzie chciał poetycko opisać sytuację gdy premier Putin zaprosił Jarosława Kaczyńskiego, chcąc osobiście złożyć mu kondolencje po stracie brata. Zdaniem posła miało to wyglądać tak że „Imperator Wszechrusi” łaskawie zapraszał prezesa PiS przed swe oblicze. Komentować tych słów nie ma co, bo Brudziński i tak nigdy nie przyjmie do wiadomości ze premier Rosji chciał po ludzku okazać Kaczyńskiemu współczucie. Zdaniem Brudzińskiego gest ten podyktowany był jedynie tym że tak wypada. Nie zamierzam zmieniać sposobu myślenia Brudzińskiego bo jest on tak ślepo zapatrzony w swojego prezesa że zatracił wszelkie oznaki zdrowego rozsądku.

Brudziński w wywiadzie podkreślał że jest bardzo dumny że prezes Kaczyński przyjęcia kondolencji odmówił. Zdaniem posła prezes PiS zachował się wówczas jak prawdziwy mąż stanu. W tym momencie określenie „głupota” jest już raczej nieadekwatne. Takie wypowiedzi to już skrajny debilizm, chociaż obawiam się że nazywając posła Brudzińskiego debilem mogę narazić się na pozwy o zniesławienie, oczywiście ze strony wszystkich, Bogu ducha winnych, debili. Ale ja po prostu nie mam słów gdy człowieka który ze względu na osobiste urazy do Rosjan i demonstracyjnie odmawia przyjęcia od ich władz kondolencji, nazywa się mężem stanu. Za chwilę zapewne usłyszę że Jarosław Kaczyński jest wręcz bohaterem narodowym bo obraził się na Rosjan i miał odwagę swoje dziecinne zachowanie publicznie zademonstrować. No puknij że się w tą łysą głowę, pośle Brudziński, byle mocno…

Zapytany dlaczego dopiero teraz poseł mówi o „ruskich trumnach” i „imperatorach Wszechrusi”, Brudziński odpowiedział że nie chciał brutalizować kampanii wyborczej. A moim zdaniem to wyładowuje on teraz frustrację spowodowaną tym że podczas tejże kampanii został odsunięty na bok. Odrzucony, niechciany w sztabie musi się teraz pokazać. Można się zatem spodziewać że w przeciągu następnych dni jeszcze nie raz będziemy mieli okazje posłuchać dyrdymałów w wykonaniu pana posła.

piątek, 16 lipca 2010

Z dedykacją dla prezesa Kaczyńskiego


No i żeś, prezesie, powiedział. Powiedział co wiedział. A jako że uważasz że wiesz wszystko i wszędzie to jak zwykle żeś gadał i gadał i skończyć nie mógł. Ten Twój jęzor niewyparzony to już Twój osobisty znak firmowy. I jak zwykle, szkoda tylko że za tym pustym słowotokiem nie nadążał rozum, ale to również klasyka w przypadku Twoich, tak zwanych wystąpień.

Gdybym miał tu do czynienia z człowiekiem o zdrowym rozsądku, to zachowania i wypowiedzi jakie ostatnio demonstrujesz, prezesie, zrzuciłbym na panujące od kilku dni upały. Ale ponieważ mam do czynienia właśnie z Tobą to warunki atmosferyczne, ani żadne inne czynniki nie grają tu roli, poza jednym czynnikiem którym jest rozgoryczenie jakie powstało, gdy 4 raz z rzędu wyborcy pokazali Ci, co myślą o Tobie i Twojej polityce.

Zgodzę się z Tobą prezesie, to nie jest żadna nowa strategia. To jest stara i dobrze znana wszystkim strategia, której na czas wyborów zaniechałeś, licząc na to ze społeczeństwo jest głupie i będzie skłonne uwierzyć że się „zmieniłeś”. Nie uwierzyło, więc stwierdziłeś że nie warto udawać. Bo udawałeś cały czas, a teraz masz czelność oskarżać Bronisława Komorowskiego że to On udaje kimś kim nie jest. Komorowski nie udaje i nie będzie udawał nigdy kogoś innego, nie będzie Ci robił konkurencji, możesz o to być spokojny prezesie.

Na co Ty w ogóle, prezesie, liczysz? Że będziesz nieustannie budował sobie poparcie na współczuciu obywateli po 10-tym kwietnia? W ostatnich dniach pokazałeś że nawet z osobistej tragedii jesteś gotowy zrobić politykę. Bo szacunku nie masz i nie miałeś nigdy i do nikogo, wyłączając z tego grona samego siebie. Gdybyś miał szacunek dla ofiar, a przede wszystkim dla własnego brata siedziałbyś cicho a nie pokazywał siebie w roli wielkiego obrońcy prawdy, która jeżeli chodzi o Twoją jej wersję jest wyłącznie kłamstwem. I Ty masz odwagę mówić o „ciężkich moralnych nadużyciach”. Chcesz uczyć rząd, nowo-wybranego prezydenta i wszystkich innych moralności? Bezczelny jesteś, panie prezesie.

Bezczelny do tego stopnia że nawet z krzyża, który miał być symbolem religii pokoju i pojednania, zrobiłeś do spółki ze swoimi lizusami z partii atrybut do kolejnej wojny z rządem. A jeszcze dwa – trzy tygodnie temu chciałeś kończyć wojnę polsko – polską, aby teraz znów rozbudzić ją na nowo. Oczywiście nikogo to już nie dziwi, bo że jesteś fałszywy i zakłamany wiedzą wszyscy.

Ja zgadzam się z Komorowskim, krzyż sprzed pałacu trzeba przenieść, a żeby do Ciebie dotarło, posłużę się Twoim językiem – usunąć. Nie dlatego że przeszkadza, nie dlatego żeby zatrzeć pamięć o tragicznie zmarłym Lechu Kaczyńskim, ale dlatego żeby Twoje pachołki z Twojej partii nie mogły go regularnie wykorzystywać do urządzania pod nim antyrządowych demonstracji.

I teraz biegnij do telewizji, albo wyślij do niej Brudzińskiego czy innego oszołoma, który powie że użytkownik matys, pisząc takie rzeczy na blogu AntyJarosław dopuszcza się „ciężkiego moralnego nadużycia”, bo uważa że krzyż sprzed pałacu powinien zniknąć. Potem dodaj jeszcze że widać że tenże użytkownik stoi w tym momencie po tej samej stronie co Napieralski i Zappatero. I licz, szanowny prezesie, że takie słowa mnie cokolwiek obchodzą. Bo w rzeczywistości nie obchodzą mnie wcale. Stawiałeś mnie już po stronie Zomo, teraz możesz stawiać mnie po stronie Zappatero i Napieralskiego, nie obchodzi mnie to. Skręca mnie ze śmiechu kiedy Cię słyszę, miej świadomość że znów dałeś mi zatem wiele powodów do radości.

Skoro już mowa o Napieralskim, to również dwa słowa w tym temacie. Bo wielokrotnie pokazywałeś prezesie że pamięć masz krótką i wybiórczą. A przecież nikt inny jak właśnie Ty zaraz po pierwszej turze chciałeś czym prędzej spotkać się z Napieralskim. Wtedy było Ci to potrzebne. Ale gdy ten postanowił pozostać neutralny, uznałeś że te umizgi do lewicy należy zakończyć. Jestem pewny że za chwilę wróci Twoja stara retoryka, znana pod hasłem „precz z postkomuną”. Tak, prezesie, tu wyszła Twoja dwulicowość, nie pierwszy i na pewno nie ostatni raz.

Chcesz rozliczać winnych katastrofy. Twierdzisz że masz do tego moralne prawo. A ja Ci powiem że masz prawo milczeć, bo wszystko co powiesz to ja wykorzystam przeciwko Tobie. Jeżeli idąc tropem Twojego rozumowania, Smoleńsk to wina zbrodniczej polityki a zbrodnicza polityka była prowadzona m.in. przez Sikorskiego bo nie zadbał o zakup nowych samolotów, to przypomnij sobie w czyim rządzie Radosław Sikorski przetarg na nowe maszyny rozpisał. Przypomnij sobie również czyj minister, w czyim rządzie, przetarg ten odrzucił. Jeżeli jesteś w stanie sobie to, prezesie, przypomnieć to wygląda na to że strzeliłeś sobie w stopę. Skoro winni są Ci, przez których nie mamy nowych samolotów to właśnie się do winy przyznałeś. I jeżeli, powtarzając dziś za Tobą, powinni oni zniknąć ze sceny politycznej, to ja jestem jak najbardziej za.

czwartek, 15 lipca 2010

Kaczyński próbuje odwrócić kota ogonem


W ostatnich dniach, po kilku tygodniach ciszy, jak burza powrócił temat tragedii Smoleńskiej. Prezes Kaczyński tłumaczył że nie chciał tego tematu poruszać w trakcie kampanii ale teraz kampania się skończyła a on sam domaga się prawdy o tym co stało się tamtego feralnego dnia. To wersja oficjalna. Rzeczywistość jest zdecydowanie bardziej zagmatwana a przede wszystkim zdecydowanie bardziej niewygodna dla prezesa PiS.

Usilne szukanie winnych po stronie rządowej, pokrętne tłumaczenie że gdyby nie działania rządu to prezydent mógłby lecieć z premierem w środę, oskarżenia o „zbrodniczą politykę” i zaniechanie przetargu na zakup nowych samolotów, to próba odwrócenia uwagi od coraz bardziej zarysowującej się wersji zdarzeń która jasno wskazuje kto mógłby być w rzeczywistości winny wypadkowi.

Zaraz po tym jak doszło do katastrofy, w mediach, co oczywiste, zaczęła się lawina komentarzy. Eksperci ds. lotnictwa oraz byli piloci zgodnie twierdzili że lądowanie w takich warunkach to było niemal mission imposible a próba podjęta przez pilotów graniczyła z szaleństwem. Próbując znaleźć wówczas odpowiedź co skłoniło pilotów do podjęcia tak ogromnego ryzyka natychmiast przywołana została sytuacja z Tibilisi gdy to ś.p. prezydent Lech Kaczyński starał się wymusić na dowódcy załogi lądowanie w stolicy Gruzji. Gdy ten odmówił prezydent pogroził mu sankcjami mówiąc że po powrocie „trzeba będzie z tym zrobić porządek”. Wiedząc że prezydent był już w momencie podjęcia próby lądowania w Smoleńsku spóźniony, oraz o tym że prezydent był już wcześniej zdolny naciskać na pilotów, niektórzy ludzie zaczęli snuć teorię że dowódca załogi podjął decyzję o lądowaniu pod wpływem presji ze strony Głowy Państwa.

Powyższa wersja to były oczywiście tylko spekulacje nie potwierdzone na początku przez żadne dowody a oparta jedynie na domysłach. Ale nie na długo, bo po kilku już dniach pojawia się w mediach informacja że w ostatnich chwilach lotu w kabinie pilotów znajdował się gen. Andrzej Błasik. Spośród wielu teorii po co się tam znalazł, jedną z najbardziej popularnych stała się wersja że został tam wysłany przez Aleksandra Szczygłę bądź przez samego prezydenta Kaczyńskiego. Wielu ekspertów, lotników, pilotów ale także psychologów, nie ma wątpliwości że sama obecność generała w kabinie już powodowała presję na pilotach że koniecznie muszą wylądować. Pojawienie się w kabinie generała mocno kojarzonego z prezydentem Lechem Kaczyńskim stało się zatem bardzo poważną przesłanką by sądzić że naciski ze strony Głowy Państwa jednak miały miejsce. Po odszyfrowaniu drugiego nieznajomego głosu z kabiny pilotów i potwierdzeniu że był to głos Mariusza Kazany, a także jego słowa: „Na razie nie ma decyzji prezydenta co dalej robić”, „Wkurzy się, jeśli jeszcze…”, sprawiły że teoria ta została jeszcze bardziej umocniona.

Tyle na ten temat wiadomo było do wczoraj. Po ujawnieniu informacji że dowódca załogi, kpt. Arkadiusz Protasiuk miał powiedzieć „jak nie wyląduję(my), to mnie zabije(ją)” rozwiała jednak wiele wątpliwości. Informacja ta co prawda ma na razie charakter nieoficjalny, ale wszystko wskazuje na to że zostanie ona potwierdzona. Nie wiadomo kogo na myśli miał kpt. Protasiuk, wyraźnie jednak widać że musiał działać pod czyjąś presją. Bardzo prawdopodobne że nakaz o lądowaniu w Smoleńsku wyszedł od samego prezydenta.

Nie będę rzucał na razie żadnych oskarżeń, nie powtórzę za Januszem Palikotem że Lech Kaczyński ma „krew na rękach”. Śledztwo jest w toku i zaczekam na końcowy raport. Jednakże jakakolwiek była by rola Lecha Kaczyńskiego w wypadku TU-154M, to on sam żadnych konsekwencji ani karnych ani politycznych już nie poniesie. Polityczne konsekwencje poniesie za to Jarosław Kaczyński jako oczywisty spadkobierca i kontynuator polityki swoje go brata. Prezes PiS zdaje sobie z tego sprawę i dlatego usilnie próbuję winą za tragedię obarczyć rząd. Nie trzeba czekać do końcowych wniosków komisji badającej przyczyny katastrofy , aby społeczeństwo samo określiło kto za nią odpowiada. Ludzie potrafią opinię wyrobić sobie sami i jeżeli w mediach pojawią się kolejne informacje podobne do tej wczorajszej oraz poprzednich opisywanych tu przeze mnie, prezesowi PiS ciężko będzie przekonać społeczeństwo, że wydarzenia z 10 kwietna to wina „zbrodniczej polityki” rządu a nie polityki Lecha Kaczyńskiego.

środa, 14 lipca 2010

Wrócił PiS, ten prawdziwy


No i stało się. Skończyła się kampania i razem z nią skończył się malowany PiS. Wróciło stare, niekoniecznie dobre. Mnie osobiście taka sytuacja wcale nie zaskoczyła bo wielokrotnie podkreślałem co myślę o przemianie jaka dokonała się w prezesie Kaczyńskim po 10 kwietnia. I zgodnie z moimi przewidywaniami przemiana ta spowodowana była koniecznością walki o urząd prezydenta i nie miała nic wspólnego z traumatycznymi przeżyciami prezesa. W tej chwili nie ma potrzeby aby prezes dalej udawał ugładzonego i znów może zachowywać się tak jak lubi.

Dziś w wywiadzie dla „Gazety Polskiej” oskarżył Radosława Sikorskiego oraz cały rząd o to że katastrofa to wynik „zbrodniczej polityki” rządu Tuska. Wina miała by polegać na tym że nie zdecydowali się oni na zakup nowych samolotów. Sikorski przypomniał, że jako minister obrony narodowej rozpisał przetarg na zakup nowych maszyn (jeszcze w rządzie Marcinkiewicza), który został następnie odrzucony przez jego następcę Aleksandra Szczygłę. Następnie oskarżył premiera Tuska o celowe opóźnianie autokaru którym jechał z Witebska aby premier mógł na miejscu pojawić się pierwszy ponieważ, zdaniem Kaczyńskiego, premierowi bardzo zależało aby pokazać się na miejscu katastrofy. Swój wywiad prezes kończy stwierdzeniem w którym ponownie podkreśla, że polski rząd odpowiada za katastrofę w Smoleńsku.

Ta skandaliczna wypowiedź idealnie wpasowuje się w styl jaki dzień wcześniej zapoczątkował w „Kropce nad i” poseł Joachim Brudziński, który jak niemal każdy poseł PiS, łgarstwo ma wpisane w metrykach. Po pierwsze, ciało prezydenta nie leżało na czarnej folii w błocie lecz na noszach, po drugie nie znajdowało się odsłonięte na deszczu bo żaden deszcz w ogóle nie padał. Po trzecie, w jakiej trumnie jak nie rosyjskiej miało znajdować się ciało prezydenta na kilka godzin po katastrofie? W ogóle wypowiedzią o „ruskiej trumnie” poseł Brudziński skompromitował się już kompletnie. Ciało prezydenta, ze względu na okoliczności i miejsce zdarzenia początkowo faktycznie zostało złożone do „ruskiej trumny” i w takiej wróciło do kraju. Trumna była koloru ciemno wiśniowego, niemal czarnego. Następnie ciało zostało przełożone do innej, nieco mniejszej trumny, o jasno-brązowym kolorze, która pochodziła z Włoch. Była to specjalnie wykonana trumna, ocynkowana od wewnątrz co zapobiegało nasiąkaniu trumny krwią. Ciało prezydenta wymagało umieszczenia w trumnie tego typu ponieważ po katastrofie również było w złym stanie (ciało Lecha Kaczyńskiego miało oderwaną rękę). Zarzut że trumna była rosyjska jest absurdalny i głupi, oparty na urojeniach jakie Jarosław Kaczyński żywi wobec Rosjan i jakie zaszczepił wszystkim członkom swojej partii. Ale to nie koniec. Po czwarte, na miejsce katastrofy można było dostać się tylko jednym wejściem, więc niemożliwe było aby premier wraz ze swoimi pracownikami mogli „spieprzać” drugim aby przypadkiem nie wpaść na wchodzącego „Kaczora”. I wreszcie po piąte, premier proponował prezesowi Kaczyńskiemu wspólną podróż do Smoleńska z której prezes PiS nie skorzystał. Skąd więc w głowie Brudzińskiego narodził się pomysł o jakimś wyścigu premiera z Kaczyńskim, nie wiem i nie chce wiedzieć.

Burza wokół Smoleńska za sprawą Jarosława Kaczyńskiego i Joachima Brudzińskiego zdominowała dziś informacje we wszystkich dziennikach i programach informacyjnych ale to nie był koniec dowodów na to, że PiSowi znudziło się już udawanie partii spokojnej. Swoje trzy grosze dorzuciła również Beata Kempa podczas posiedzenia komisji hazardowej. Oskarżyła przewodniczącego Sekułę o nadużywanie władzy, a wstępne sprawozdanie przedstawione komisji nazwała skandalicznym a następnie zaproponowała aby ten „manifest polityczny” posłowie PO poczytali sobie na własnych imprezach. Na koniec zasugerowała że raport został napisanyprzez bliżej nieznanego jegomościa a nie przez przewodniczącego i zażądała odpowiedzi, na piśmie, kto jest odpowiedzialny za jego przygotowanie. Przez wszystko oczywiście przebijały się emocje szanownej pani poseł która nie potrafiła się opanować i wykrzyczała że ona się pod czymś taki nie podpisze.

Ten nagły zwrot i powrót do starej metody uprawiania polityki to nie jest przypadek. PiS nie potrafi pogodzić się z czwartą z rzędu porażką w wyborach i musi swoje niezadowolenie i rozgoryczenie odreagować. Przez cały czas kampanii wmawiali oni Polakom że zaszła w nich zmiana na lepsze i że już będą grzeczni. I mimo że wielokrotnie na pewno mieli ochotę wybuchnąć złością i rzucić kilka obelg, wyzwisk, fałszywych oskarżeń i kłamstw pod adresem rządu i nie tylko, to w ramach przyjętej strategii musieli siedzieć cicho. Dziś już wiedzą że polityka nakładania maski nie przyniosła rezultatu a gromadzone w nich przez cały ten czas emocje musiały eksplodować prędzej czy później.

Brudziński to tylko jeden w wielu głupców z ramienia PiS


Generalnie stosuje zasadę że z głupcami nie polemizuję. Jednakże od tej zasady zdarzają się wyjątki chociażby dlatego że sytuacja też czasem z normalnej robi się wyjątkowa. I na przykład wczoraj Monika Olejnik, w drodze wyjątku, do swojej „Kropki na i” zaprosiła posła PiS, Joachima Brudzińskiego. Miałem wczoraj wieczorem wątpliwą przyjemność słuchać pana posła i w uznaniu skrajnej głupoty jaką raczył zaprezentować postanowiłem zrezygnować ze stosowanej dotychczas zasady.

Polskie porzekadło mówi że głupich nie sieją, oni sami się rodzą. Posłowie PiS, w tym poseł Brudziński też narodzili się sami, chociaż jak się ich słucha można odnieść wrażenie że spadli raczej z księżyca. Gdyby zastosować podział posłów PiS na głupich i głupszych to Joachim Brudziński zdecydowanie zasiliłby tą drugą grupę.

Wczoraj postanowił po raz pierwszy od 10 kwietnia podzielić się z widzami swoimi „przemyśleniami” na temat polityki rządu Donalda Tuska. Nie będę tu przytaczał całości wywiadu bo na takie brednie szkoda miejsca i czasu, odniosę się bezpośrednio do kilku zdań którymi Brudziński chciał zaszokować Polaków, ale zamiast tego zrobił z siebie pośmiewisko, nie omieszkam wspomnieć że jak zwykle.

Przykładem tego może być wypowiedź o „ruskiej trumnie” w której miało znajdować się znalezione na miejscu tragedii ciało prezydenta. Brudziński stwierdził że premier Tusk, przyjeżdżając do Smoleńska powinien zabrać ze sobą polską trumnę, a także kilku przedstawicieli kampanii reprezentacyjnej którzy zabraliby ciało prezydenta do Polski. Komentarz jest tu oczywiście zbędny, chociaż pozwolę sobie dodać że nie sądzę aby ktokolwiek kto działa w sytuacji tak nagłej, chcąc jak najszybciej dotrzeć na miejsce, przed wyjazdem zastanawiał się nad organizowaniem trumny i kampanii reprezentacyjnej, kiedy nie było jeszcze wiadomo czy będzie zgoda na zabranie ciała prezydenta do kraju, lepiej, Rosjanie nie mieli nawet pewności że ciało które uznali za ciało Lecha Kaczyńskiego było nim w rzeczywistości.

Skoro już wspomniałem o pośpiechu to poza stwierdzeniami o „ruskiej trumnie” Brudziński ubzdurał sobie że premier Tusk urządzał sobie wyścigi z jadącym na miejsce Jarosławem Kaczyńskim. Zdaniem posła PiS autokar którym podążali wraz z prezesem PiS był celowo spowalniany aby umożliwić premierowi dotarcie na miejsce tragedii jako pierwszemu. Podziwiam bujną wyobraźnię posła Brudzińskiego, współczuję mu jedynie skrajnej głupoty którą wykazał udzielając tego typu wypowiedzi. Oczywiście jak przystało na posłów PiS poseł Brudziński pamięć ma wybiórczą i zapomniał dodać że premier Tusk udając się na miejsce katastrofy zaproponował Jarosławowi Kaczyńskiemu wspólny lot rządowym samolotem, lecz prezes odmówił. Skąd więc u posła Brudzińskiego jakieś paranoje na temat wyścigu?

Na koniec dodał że premier który postępuje w taki sposób, nie zasługuje na szacunek posła Brudzińskiego. Nie mam pojęcia po co to zdanie zostało wypowiedziane, ponieważ nie zdarzyło mi się zaobserwować aby Donald Tusk kiedykolwiek o ten szacunek zabiegał.

PiS generalnie jest partią w której niezwykle trudno o kogoś myślącego, Joachim Brudziński to tylko jeden z wielu. Jak to możliwe że największa partia opozycyjna to tak naprawdę tylko zbiór bezmyślnych pachołków, ślepo przyklaskujących prezesowi z psychicznymi urojeniami. Otóż dzieje się tak ponieważ Jarosław Kaczyński w swojej partii wprowadził dyktaturę i dyktuje każdemu ze swoich lizusów co ma mówić i robić. W PiS nie wolno myśleć samodzielnie a za posiadanie własnego zdania z PiS się wylatuje. Myśleć samodzielnie chcieli już premier Marcinkiewicz, marszałek Dorn, a także Zalewski czy Ujazdowski. W PiS jest to zakazane, tam swoje myślenie trzeba dostosować do sposobu myślenia prezesa. Jarosław Kaczyński kategorycznie żąda aby w jego partii wszyscy prezentowali jednakowe stanowisko, jakiekolwiek próby sprzeciwu muszą być natychmiast tłumione. Poseł Brudziński który własnego zdania nie posiada, a powtarza jedynie to co kazał mu mówić prezes idealnie wpisuje się w tą bezmyślność która w tej partii jest warunkiem koniecznym by móc być jej członkiem.

wtorek, 13 lipca 2010

Tu nie chodzi o symbolikę krzyża ani żadną pamięć o ofiarach


PiS jest obecnie w trudnej sytuacji, w wyborach prezydenckich społeczeństwo pokazało co myśli o żałosnej polityce tej partii. Zatem partia ta potrzebuje chwilowo narobić wokół siebie szumu i sprawa krzyża przed Pałacem Prezydenckim to doskonała płaszczyzna by o sobie wyborcom przypomnieć.

PiS znowu rozpoczyna wojnę z partią rządzącą, w całym sporze przedstawiając się jako obrońcę symboli i wartości chrześcijańskich. Za chwilę znowu zaczną się deklaracje że PiS jest zobowiązane wypełnić testament ofiar katastrofy w Smoleńsku, chociaż nigdy i nigdzie posłowie tej partii nie wyjaśnili kto ich do tego upoważnił. Walka „w obronie krzyża” ma być dowodem na troskę partii o to by pamięć o zmarłych pozostała żywa.

Bzdura!! PiS ma w tej swojej nowej awanturze interes ale pamięć o ofiarach katastrofy jest tu akurat na ostatnim miejscu. Hasło zapewniające, że PiS chce o tą pamięć walczyć jest tak samo prawdziwe jak wyborcze hasło Jarosława Kaczyńskiego w którym zapewniał że to Polska jest najważniejsza, a chodziło mu jedynie o dorwanie się do jakiegoś stołka w państwie. Tym razem chodzi jedynie o sprowokowanie posłów Platformy oraz publiczne oskarżanie ich o brak najpierw delikatności a następnie poszanowania dla symboli chrześcijańskich. Wszystko obliczone jest oczywiście na wzrost poparcia dla PiS a obrona jakichkolwiek symboli nie ma tu nic do rzeczy.

W sumie takie postępowanie nie jest niczym nowym bo PiS od początku istnienia był partią zakłamańców dla których jedyny interes na jakim im zależy to ich własny interes. Już podczas ich pożałowania godnych rządów w latach 2005 – 2007 pokazali że za gwarancję władzy nie cofną się przed niczym, zapraszając do koalicji oszołomów z LPR i Samoobrony. Podczas zakończonej niedawno kampanii prezydenckiej udowodnili że potrafią bezczelnie grać tragedią 96 ofiar tylko po to by ugrać cokolwiek dla siebie, wszystko oczywiście pod zasłoną dbałości o pamięć.

Tym razem jest tak samo. PiS ma gdzieś chrześcijańskie wartości z których poszanowanie dla innych, dbałość o pokój i szacunek dla zmarłych są wręcz fundamentalne. W wojnie którą PiS wywołał w sprawie krzyża nie ma ani pierwszego, ani drugiego ani trzeciego. Jest za to kolejne pole do sporu z partią rządzącą. Od dłuższego czasu w PiS można zaobserwować kompleks spowodowany bezradnością wobec PO która mimo usilnych starań PiS wciąż cieszy się w najwyższym poparciem spośród wszystkich partii w Polsce.

Krzyż przed pałacem postawili harcerze, którzy w ten sposób chcieli upamiętnić tragicznie zmarłą parę prezydencką a także uczynić w tamtym szczególnym czasie tamto miejsce również szczególnym. Ale pałac prezydencki to miejsce pracy prezydenta i nie powinno ono być miejscem do którego pielgrzymują tłumy by wspominać ofiary katastrofy w Smoleńsku. Chociaż jak obserwuję zachowanie ludzi którzy każdego 10-go kolejnego miesiąca się tam gromadzą to wyraźnie widzę że nie jest to miejsce gdzie oddaje się cześć zmarłym ale miejsce gdzie organizuje się antyrządowe demonstracje, podsycane przez dewotów z PiS.

I dlatego zgadzam się z Bronisławem Komorowskim że trzeba krzyż przenieść w miejsce bardziej godne, aby mógł stać się on symbolem pamięci o ofiarach a nie iskrą zapalną do kolejnych sporów. I uważam że kościół powinien się w tej sprawie wypowiedzieć. Jednakże kościół milczy bo boi się wziąć na siebie odpowiedzialność. Co jest również denerwujące, ponieważ wielokrotnie zabierał on głos w wielu sprawach a nie chce się wypowiedzieć w kwestii w której jest najodpowiedniejszą instytucją która powinna zabrać głos w tej sprawie. Niestety ale arcybiskup Nycz, niczym Poncjusz Piłat tchórzliwie umywa ręce, co powoduje że spory wokół krzyża zamiast łagodnieć tylko się zaostrzają.

Przykładem na to mogą być banialuki jakie na swoim blogu raczył umieścić europoseł Marek Migalski, który ubzdurał sobie że usunięcie krzyża sprzed pałacu to świadomy zabieg mający na celu wymazanie z pamięci Polaków wspomnień o Lechu Kaczyńskim. Platforma, zdaniem europosła, miała przerazić się tłumów które żegnały byłego prezydenta i postanowiła zatrzeć pamięć o nim. Te słowa dobitnie dowodzą że PiS szuka jakiejś płaszczyzny na której mógłby podjąć walkę z Platformą o wyborców, a sam dr Migalski nadal nie potrafi pogodzić się z faktem że w ostatnich wyborach Polacy polityce w wydaniu Kaczyńskich powiedzieli stanowcze NIE!!

poniedziałek, 5 lipca 2010

Looser!!


Po wyborczej nocy, która dostarczyła więcej emocji niż wszystkie mecze mundialu razem wzięte, można wreszcie ogłosić że wygrała normalność. Wyborcy jasno pokazali co uważają o polityce Jarosława Kaczyńskiego, pokazując wczoraj prezesowi PiS miejsce w szeregu. Pomni doświadczeń z ostatnich prawie 5 lat Polacy postanowili za taki sposób kierowania państwem podziękować.

W sztabie prezesa cisza. Sam prezes przemówił raz i to tylko dlatego że nie wypada nie podziękować swoim wyborcom na zakończenie kampanii. Przemówienie inne od poprzednich, zamiast głupich frazesów o „układach” i „frontach” prezes zajął się cytowaniem Piłsudskiego. Poncyliusz pytany o komentarz bronił się że startowali „w specyficznej sytuacji”. Posłanka Jakubiak w TVN 24 powiedziała co wiedziała, czyli nic mądrego, a przez jej głos przebijało się rozgoryczenie i bezradność z zaistniałej sytuacji. Poza tym nie słychać jakiś konkretnych głosów ze sztabu prezesa, chociaż bez względu na to co myślą ludzie z tamtego obozu to jak ich znam żaden nawet nie dopuszcza do siebie myśli że przegrali bo byli po prostu kiepscy.

Wspomniana posłanka Jakubiak z odnalezieniem się w nowej rzeczywistości może dać sobie radę. W ostateczności może znów wpleść sobie kwiaty we włosy i zatrudnić się w cyrku w roli clowna. Problem będzie miał zatem Jarosław Kaczyński. Wczoraj On i jego ludzie stracili ostatni poważny ośrodek władzy w państwie, a jak słusznie zauważył Stefan Niesiołowski, Kaczyński przegrywa czwarte wybory z rzędu. Dla podtrzymania się na duchu ludzie PiS chwalą się że udało im się „wykręcić” dość wysoki wynik. Nic bardziej mylnego.

Rzeczywiste poparcie dla programu prezesa PiS to 36% z pierwszej tury, gdyż tylko w niej głosowali na prezesa ludzie faktycznie go popierający. W drugiej turze, wyborcy popierający kandydatów którzy już odpadli wybierali tzw. „mniejsze zło”. Do takiego rozwiązania namawiał na przykład Janusz Korwinn-Mikke, opowiadając o mafiach stojących za kandydatami. Nie zamierzam komentować słów Mikke’go, bo z przygłupami nie dyskutuję ponieważ tacy jak on najpierw sprowadzają Cię do swojego poziomu aby następnie pokonać doświadczeniem. Jednak 47% prezesa Kaczyńskiego to tak naprawdę w 11% wyborcy na których w następnych wyborach nie będzie mógł liczyć.

Ale nawet utrzymanie tych 36% może dla prezesa okazać się problematyczne. Znając zdolność prezesa do zrażania ludzi do siebie to po uzyskaniu dobrego wyniku w wyborach prezydenckich wynik jaki uzyska w wyborach wpierw samorządowych a następnie parlamentarnych może być dla prezesa rozczarowujący. Prezesowi zawsze dobrze szło mobilizowanie elektoratu ale tylko tego negatywnego.

Swoją drogą należało by też sprawdzić ilu ludzi głosujących na marszałka myślało wówczas „za Komorowskim” a ilu z nich „przeciw Kaczyńskiemu”. Obawiam się że gdyby udało się to zmierzyć wówczas Kaczyński przestałby się chwalić jaki świetny wynik uzyskał ale musiałby się zastanowić dlaczego tak wielu ludzi woli kogokolwiek byle nie właśnie jego samego.

sobota, 3 lipca 2010

Co sądzę o "zmianach" u prezesa


Najnowszy spot Platformy Obywatelskiej to spory problem dla oponentów z PiS ponieważ w bardzo bezpośredni sposób dotyka nielubianego przez nich problemu dwulicowości prezesa Kaczyńskiego. Nieustanną zmianę stanowiska w sprawie kluczowych poglądów działacze PiS tłumaczą, jak wiemy, cudowną przemianą jaka dokonała się w osobie ich prezesa po traumatycznych przeżyciach związanych z wydarzeniami z 10-go kwietnia.

Pójdźmy więc tym tropem i zgodnie z matematycznym algorytmem dla dowodów indukcyjnych uznajmy tezę że Jarosław Kaczyński się zmienił za prawdziwą. Wówczas na samy początku dostrzeżemy że prezes Kaczyński jest co najmniej niepoważny bo człowiek który jednego dnia twierdzi jedno żeby następnego w tej samej kwestii za słuszne uważać co innego nie może być traktowany jako osoba poważna. A polityk powinien być osobą poważną, a polityk który startuje w wyborach na najważniejszy urząd w państwie w szczególności powinien być poważny. Prezes Kaczyński poważny nie jest, poważnego jedynie udaje.

Ale świat polityki już nieraz widział polityków niepoważnych i tu na pierwszy plan wysuwa się premier Włoch – Silvio Berlusconi, który słynie z dziecinnych zachowań jak na przykład podczas wspólnego zdjęcia przewodniczących państw unijnych, przed kilkoma laty, dorobił diabelskie różki jednemu z polityków stojących obok. Zresztą wygłupy premiera Italii są rzeczą powszechnie znaną na całym świecie i nie ma sensu ich opisywać. Mimo wszystko w ostatnich wyborach po raz trzeci objął funkcję premiera Włoch, co świadczy o tym że można być niepoważnym i jednocześnie cieszyć się wysokim poparciem.

Różnica pomiędzy premierem Włoch a prezesem PiS jest taka że Berlusconi jest politykiem przewidywalnym. Ma swój program, który stara się, z lepszym lub gorszym rezultatem, realizować. Kaczyński programu nie ma, ma za to imitację programu polegającą włącznie na walce z programem rządu. Prezes jest niczym PZPR, jeżeli mówi że coś zrobi to znaczy… że mówi. Co gorsza, następnego dnia zapytany o to samo będzie już mówił co innego, nie potrafiąc logicznie wyjaśnić skąd taka nagła zmiana stanowiska. I nie ma żadnej pewności że po uzyskaniu zgubnej dla kraju zgody społeczeństwa na reprezentowanie Polski w roli prezydenta, prezes nie zmieni swoich planów dotyczących 5-o letniej kadencji. Co gorsza, sytuacja taka nie tylko jest możliwa ale jest niemal pewna, bo z obserwacji lat poprzednich jasno wynika że prezes zawsze mówi jedno a robi drugie.

Idąc dalej, można by się zastanowić co stanie się z wyborcami tak zwanego „starego prezesa” czy inaczej prezesa sprzed 10 kwietnia. Tamten stary prezes cieszył się pewnym poparciem wśród ludzi którzy akceptowali taki sposób prowadzenia polityki. Ci którzy godzili się na dzielenie społeczeństwa na lepszych i gorszych, Ci którzy zgadzali się na agresywną politykę wobec Rosji, Ci którzy ubeckich działaczy najchętniej wygnaliby jak najdalej stąd pozbawiając wszelkich praw, Ci którzy akceptowali obrażanie największych państwowych autorytetów widzieli w osobie prezesa polityka najlepiej realizującego ich własne interesy. Teraz po „cudownej przemianie” prezesa tamci ludzie mogą czuć się oszukani. Polityk którego popierali i w którym widzieli uosobienie własnych poglądów zdradził ich, i postanowił realizować politykę która nijak ma się do ich wizji rządzenia państwem.

To jest właśnie mój sposób patrzenia na to co ludzie PiS określili przemianą w osobie prezesa. W tym krótkim wpisie chciałem pokazać w jaki sposób ja ją postrzegam. Ale wiecie co… to bez znaczenia, bo te wszystkie powyższe rozważania są bez sensu. Dlaczego? Dlatego że ludzie z dnia na dzień się nie zmieniają. A ludzie w tym wieku nie zmieniają się W SZCZEGÓLNOŚCI. Dlatego postawioną przeze mnie na początku tezę, że prezes faktycznie się zmienił uznaję za fałszywą. I gratuluję Platformie Obywatelskiej że w czasie 120 sekund w pełni ukazała zakłamanie, obłudę, fałszywość i dwulicowość Jarosława Kaczyńskiego.

Dla chętnych, spot do obejrzenia poniżej: