Szukaj na tym blogu

Powered By Blogger

sobota, 27 sierpnia 2011

Polska już nie najważniejsza ale zasługuje na więcej


Dziś we Wrocławiu mieliśmy okazję poznać hasło wyborcze z jakim PiS zamierza „odzyskiwać władzę”. Wyświechtane, populistyczne, nudne i w końcu kiepskie – wiele jest określeń które mogą posłużyć jego określeniu. Mało też powiedzieć że działania PiS z ostatnich 6-7 lat pozwalają, z dużą dozą prawdopodobieństwa, mówić że to oczywiście tylko słowa i to puste słowa.

W roku ubiegłym Jarosław Kaczyński też miał podobne hasło. Na okres i potrzeby kampanii uznał że Polska jest najważniejsza. Ponieważ Polacy nie dali się nabrać, znów najważniejsze stały się kompleksy Prezesa i jego chęć dorwania się do władzy za wszelką cenę.

Polska zasługuje na więcej jest też hasłem bez pokrycia. Brzmi jak stworzone na okoliczność ostatnich wydarzeń. Ponieważ parę dni temu sąd stwierdził że PiS kłamie twierdząc że Polska nie jest w budowie a rząd nic nie robi, to PiS uznało że spróbuje zażartować że jest w stanie dać Polakom więcej. Myślę że Ci znów nabrać się nie dadzą.

Słysząc że Polska zasługuje na więcej z ust Kaczyńskiego nachodzi mnie oczywiste pytanie: więcej czego? Więcej awantur, więcej afer, więcej podsłuchów, więcej Smoleńska, czy więcej Giertycha w Ministerstwie Oświaty? I z każdym takim pytaniem nachodzi mnie refleksja że jednak nie, Polska nie zasługuje na więcej, a na pewno nie na więcej w wydaniu PiS.

Zgoła inne są przemyślenia Kaczyńskiego. Prezes jest przekonany że jego partia idzie po zwycięstwo. Ciekawa diagnoza sytuacji gdy sondaże dają PiS wynik w okolicach dwudziestu procent. Kampanię oprze na Smoleńsku, a jak się nie uda to znów powie najwyżej że był naćpany silnymi lekami uspokajającymi.

PiS znajduje się na równi pochyłej w sytuacji niezręcznej gdzie twórcy kampanii prezydenckiej Kaczyńskiego znajdują się już poza partią i nie trzymają już jej strony (słowa Poncyliusza po wspominanym wcześniej wyroku, czy atak Kamińskiego na PiS podczas awantury w PE przy okazji przejmowania przez Polskę prezydencji, Rostkowska będzie „jedynką” PO w Rybniku). Hasło to element kampanii, ale nawet najlepsze nie zmieni faktu że Kaczyński z prędkością Orient Expressu pędzi po ósmą z rzędu wyborczą porażkę.

wtorek, 23 sierpnia 2011

Cienias


Propozycja debat telewizyjnych złożona w weekend przez Premiera to w zasadzie propozycja istnych pojedynków jeden na jeden, stanowiących poszczególne bitwy w wojnie w której partia rządząca jest pewna zwycięstwa. Pomysł niekiepski, z punktu widzenia wyborcy. Ale zgonie z porzekadłem, punkt widzenia tym razem również zależy od punktu siedzenia.

Z punktu widzenia na przykład SLD premier zapomniał o tym że na scenie politycznej istnieje coś więcej niż tylko dualizm PO-PiS, natomiast Eugeniusz Kłopotek stwierdził że Polacy na rządy jednej partii nie pozwolą.

Sami „zaproszeni” natomiast zagrozili że właśnie powstaje ośrodek programowy Prawa i Sprawiedliwości, gdzie zapraszani będą poszczególni ministrowie żeby „zdać sprawę”. Prezes PiS, który tak dumnie tą decyzję ogłaszał, najwidoczniej nie ma wykupionego pakietu telewizji kablowej, ponieważ nie zdaje sobie on sprawy że istnieją już takie kanały jak chociażby Comedy central, nastawione na emitowanie programów komediowych 24 godziny na dobę. Jeszcze bardziej komiczna jest poważna mina prezesa, który naprawdę wierzy że taka propozycja rozmowy może zostać przyjęta.

Widomym jest nie od dziś że wojnę najlepiej jest prowadzić na własnym terenie, który się zna. PiS w założeniu chciałby prowadzić ostrzał ministrów, przekonując ich że białe jest czarne. Wynika to oczywiście z traumy jaką prezes Kaczyński ma po ostatnich telewizyjnych show zwanych debatą, z nim samym w jednej z głównych ról.

Premier Tusk doskonale zdaje sobie sprawę że prezes kiepsko sobie radzi wywołany do tablicy bez możliwości konsultacji „własnego zdania” z Kurskim czy Brudzińskim. Sam Kaczyński też ma tego świadomość dlatego wolałby debaty uniknąć. Z drugiej strony unikanie debat to oczywiste skierowanie w swoim kierunku oskarżeń o tchórzostwo.

W związku z tym prezes zaproponował rozwiązanie w którym to on i jego klakierzy odpytują ministrów siedzących w siedzibie partii, najlepiej jeszcze w kajdankach. Na takie rozwiązanie oczywiście nikt nie przystanie i prezes będzie musiał w końcu zgodzić się na propozycję debaty publicznej w studiu telewizyjnym. Do tego potrzeba jednak czasu, ponieważ prezes jest za cienki aby zdobyć się od razu na taki krok.