Szukaj na tym blogu

Powered By Blogger

niedziela, 15 sierpnia 2010

Polityka "jednego ciała" w wykonaniu prezesa PiS


Co prawda Andrzej Lepper został w ostatnich latach odsunięty na bok, ale każdy na pewno pamięta tego człowieka, który dopilnował aby pamięć o nim i jego wybrykach w polityce pozostała wieczna. Słynny „Andrew” karierę polityczną rozpoczął dzięki nieustannym burdom jakie wywoływał tu i ówdzie. Potrafił blokować trybunę sejmową, wysypywać zagraniczne zboże na tory, ale do historii przeszły przede wszystkim słynne blokady. Były to „imprezy” podczas których rolnicy z kilku wsi w imię protestu i walki o coś tam zastawiali jakąś drogę ciągnikami, kombajnami, grabiami i innymi gratami które mieli pod ręką. Organizator blokady brał wówczas megafon i darł się w niebogłosy w obronie „pokrzywdzonych rolników”. Lepper początkowo brał udział w takich manifestacjach, potem gdy już mu nie wypadało, gorąco taki inicjatywy wspierał.

Mogliśmy też do niedawna obserwować również drugiego nawiedzonego polityka, niejakiego Romana Giertycha. Giertych obrał inną drogę. Założył Ligę Polskich Rodzin, prawicową partię oficjalnie zwaną chadecką, w rzeczywistości skrajnie dewocką, której członkowie musieli perfekcyjnie udawać przywiązanie do kościoła oraz tradycji narodowych. Absolutny bezkrytycyzm wobec działań kościoła sprawiły że partia ta szybko stała się jedynie zgrają bezmyślnych oszołomów, która większej bandzie popierających ją oszołomów zawdzięcza swoje mandaty poselskie.

Samoobronie i LPR’owi było niedaleko, głównie dlatego że jeden idiota najlepiej dogada się z innym idiotą. Stąd też panowie często organizowali wspólne konferencje. Podczas jednej z nich oznajmili że od dziś należy traktować ich jako „jedno ciało”. Nie znalazłem wideo z tamtej konferencji ale zamieszczam wideo z programu Piotra Najsztuba w którym problem ten był poruszony.


Dziś już rozumiem jak odbierać należy tamte słowa. Słynne „jedno ciało” oznacza ciało Jarosława Kaczyńskiego. Wczoraj prezes PiS skrytykował działania władz które przy pomocy policji i urzędników BOR , odsunęły od krzyża grupę stojących pod nim osób. Grupę która udając, na wzór Giertycha wielkich patriotów i katolików, łamie prawo, porządek publiczny i szantażuje władzę niczym Lepper. Popierając tych ludzi Jarosław Kaczyński stał się częścią tej rozhisteryzowanej hołoty, której i tak był od początku niepisanym liderem.

Trzeba przyznać że prezes niezwykle szybko się uczy, w niecałe dwa lata działania tej żałosnej koalicji przejął od swoich współkoalicjantów wszystkie tajniki działań które sprawiły że Lepper oraz Giertych, przy pomocy właśnie prezesa w końcu dorwali się do władzy. Jarosławowi Kaczyńskiemu awantura pod pałacem jest bardzo na rękę ponieważ jest to jedyna szansa aby móc pokazać się w mediach jako obrońca wartości chrześcijańskich i pamięci o śp. Lechu Kaczyńskim. Nie zauważył że kościół, choć z potężnym opóźnieniem, poparł inicjatywę przeniesienia krzyża do kościoła św. Anny.

Dopóki krzyż przed pałacem stoi dopóty Kaczyński będzie się uważał za człowieka z którego zdaniem liczyć się należy ponieważ ma On poparcie „potężnej” grupy porąbańców broniących krzyża. Kiedy krzyż zostanie usunięty a banda przygłupów rozgoniona, prezes będzie musiał poszukać kolejnego pola do stworzenia konfliktu na linii PiS – rząd. Inaczej zostałby zepchnięty na polityczny margines. Ale skoro lepperyzm oraz giertychizm w połaczeniu dają kaczyzm, to mam nadzieję że los jaki spotkał obu panów i ich partie dopadnie prezesa PiS ze zdwojoną siłą, jako kontynuatora ich wspólnej polityki „jednego ciała”

niedziela, 8 sierpnia 2010

"To nie bilbord jest w nieodpowiednim miejscu"


Zaimponował mi wczoraj autor „demotywatora” którego umieściłem jako zdjęcie do tego artykułu. W krótkim zdaniu jakie sformułował zawarł całą kwintesencję problemu reklam na Wawelu. Oczywiście rozhisteryzowani posłowi PiS oraz ich skrajny elektorat mogą uznać że tego typu sformułowania to prowokacja czy tam wręcz obraza dla „majestatu” ś.p. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Zdaniem tych oszołomów nie ma się jednak co przejmować ponieważ to taki sam motłoch jak awanturnicy spod krzyża.

Przemądrzały europoseł PiS – Marek Migalski uznał że nowy bilbord który pojawił się w miejsce reklamy piwa Lech to już prowokacja. Producent napoju słusznie odpowiada, że wkrótce wszystko co zawiśnie na, słynnym już na całą Polskę, miejscu reklamowym zostanie uznane za prowokację.

Użytkownicy internetu idą dalej sugerując że ktoś z PiS za chwilę uzna że samo używanie słowa „Lech” jest prowokacyjne i nie na miejscu. I mimo że brzmi to śmiesznie to wcale nie jest nierealne. Wspomniany przed chwilą poseł Migalski na swoim blogu już namawiał do bojkotu piwa „Lech” do czasu aż reklama zniknie spod Wawelu. Namawiał aby w serwisie facebook jego czytelnicy przyłączyli się do profilu „Lech – piwo dla chamów”. Naiwnie wierzył że osiągnie zamierzony efekt. Zaślepiony walką z koncernem nie pomyślał o konsekwencjach takiego działania. Ciekawe czy browar podziękował już posłowi Migalskiemu i reszcie oszołomów za nieodpłatną reklamę.

Koncern wielokrotnie wyjaśniał że miejsce było wykupione na długo przed 10 kwietnia i że nikt nie miał zamiaru w jakikolwiek sposób wiązać kampanii reklamowej ze śmiercią Lecha Kaczyńskiego. Oczywiście posłowie PiS jak na posłów PiS przystało argumentów tych nie dosłyszeli. Domagali się usunięcia bilbordu. Browar przystał na to rozwiązanie (za co nawet dostał pochwały od posła Migalskiego).

To co pojawiło się w miejscu reklamy piwa, w kontekście całej sprawy, zaskoczyło niemal wszystkich. Osobiście nie żałuję takiego rozwoju wydarzeń. Nie dlatego że chcę za wszelką cenę być na przekór wobec ludzi PiS, ale dlatego że nie podoba mi się sytuacja w której banda fanatyków która ubzdurała sobie jakiś spisek decyduje co można reklamować i gdzie. Może i sama treść reklamy nie jest do końca trafiona ale jak znam ludzi PiS to bez względu na to jaka reklama pojawiłaby się w tym miejscu to znajdzie się zawsze poseł z ramienia tej partii który uzna to za prowokację, wyjątek od tej reguły stanowiłaby chyba wyłącznie reklama wyborcza PiS. Gdyby cała sprawa została rozegrana w sposób przyzwoity, bez robienia zadymy i awantury , namawiania do bojkotu i wyzywania od chamów ludzi kupujących piwo „Lech” to może nawet się bym pod apelem o usunięcie bilbordu podpisał. Ale ponieważ całość została przeprowadzona w sposób charakterystyczny dla PiS to nie żałuję że w miejscu reklamy piwa pojawiła się nowa, taka a nie inna.

Ludzie PiS nie załatwili sprawy polubownie bo od początku dążyli do awantury. To tacy sami ludzie jak zgraja oszołomów którzy próbę usunięcia krzyża nazywają zamachem na wolność i demokrację, wykrzykując antyrządowe hasła na Krakowskim Przedmieściu. Nie może być tak że w 40- milionowym kraju decyzje podejmować będzie kilka tysięcy ludzi z psychicznymi urojeniami , bezmyślnie zapatrzonych w niemniej szurniętego prezesa największej partii opozycyjnej. Gdyby Ci ludzie mieli choć odrobinę rozsądku dojrzeliby że rzeczywiście to nie bilbord jest w nieodpowiednim miejscu.