Szukaj na tym blogu

Powered By Blogger

piątek, 29 stycznia 2016

No to zdziwko...

Gdy studiuje się ostatnimi dniami prasę codzienną to można zauważyć, że w największych sekcjach, które z reguły poświęcone są sprawom bieżącym ale również polityce podatkom i gospodarce, zrobiło  się trochę monotonnie. Generalnie całość kręci się wokół durnych ustaw lub projektów ustaw tworzonych albo przez PiS albo przez prezia Dudę, który jest preziem wszystkich Polaków głosujących na PiS.

Tematy generalnie są cztery: 500 zł na dziecko, przewalutowanie kredytów frankowych, podatek od handlu i to co stanie się punktem wyjścia do dalszej części tego wpisu, czyli podatek bankowy. Ustawa ta nakłada na banki podatek wysokości 0,44%, a jest napisana w sposób tak niechlujny, że nie wiadomo nawet co stanowi podstawę opodatkowania, więc  Związek Banków Polskich w imieniu banków wystąpił do MF z żądaniem wyjaśnień. W ogóle widać, że ta ustawa pisana jest na kolanie, a pisiorskie partactwo widać w niej gołym okiem.

Ale studiując te prasowe informacje widać jeszcze jedną, bardzo istotną rzecz. Okazuje się bowiem, że minister finansów – Paweł Patałacha jest wielce zdziwiony, że narzucenie na instytucje bankowe nowej daniny skutkuje podniesieniem cen usług bankowych i obniżeniem oprocentowania depozytów. Przecież minister wyliczył w swojej łysej głowie, że nowy podatek nie będzie wymuszał podwyżek. Minister dowiedział się bowiem, że wbijana przez nauczycieli matmy w podstawówce zasada, że żeby wydać to najpierw trzeba zarobić okazała się prawdą. Kto by pomyślał, że w momencie gdy podmiot utrzymuje przychód na niezmienionym poziomie to w chwili kiedy musi oddać z tego więcej niż poprzednio to finalny zysk jest mniejszy. Więc żeby utrzymać zysk na starym poziomie trzeba w jakiś sposób zwiększyć przychód. I proszę w takim momencie nie mówić, że to przecież oczywiste bo okazuje się, że Patałacha na przykład nie wiedział.

Wiedział jednak ustawodawca, a ponieważ chciał za wszelką cenę takiej sytuacji uniknąć to dodał do ustawy zapis, że banki pod żadnym pozorem nie mogą przenosić kosztów podatku na klientów, a dokładniej nie mogą zmieniać warunków umów zawartych przed wejściem ustawy w życie w związku z pojawieniem się nowej daniny. A gdyby w jakiś sposób któryś bank ominął te przepisy, to miało być dalej el dorado bo przecież w razie podniesienia cen przez banki, ich niezadowoleni klienci mieli „otrzymać zaproszenie” do PKO, w którym około 30% udziałów ma skarb państwa i które, przede wszystkim, miało pod żadnym pozorem nie podnieść cen.

Aktualnie ustawodawca może się czuć nieco nieswojo, bo PKO właśnie zmodyfikował tabelę opłat i prowizji… I fakt, że w jednym miejscu podnieśli w drugim obniżyli, ale w ostatecznym rozrachunku wychodzi tak, że bardziej podnieśli niż obniżyli. A to przecież nie jest pierwszy przypadek, wcześniej podobne korekty w tabeli opłat zostały dokonane przez inne banki, w części z nich takie ruchy były wykonane jeszcze w grudniu ubiegłego roku.

No i w związku z powyższym cholery dostał szef Komisji Finansów Publicznych, niejaki Jaworski i nakazał wezwać szefów wszystkich banków, które miały czelność wcześniej niż on zrozumieć, że pieniądze nie biorą się z powietrza, przed oblicze komisji celem złożenia wyjaśnień. Mają oni uzasadnić skąd te podwyżki i udowodnić, że nie ma to związku z nową ustawą. Przy okazji Jaworski macha paluszkiem i powtarza że „niech się tylko okaże, że ma to związek z wprowadzeniem podatku to będą na banki nałożone milionowe kary”.

Prezesi Związku Banków Polskich tłumaczą, że modyfikacje w opłatach za usługi to standardowa procedura, która miała miejsce od zawsze. Dodatkowo słusznie zaznaczają, że ubiegły rok był dla banków bardzo kosztowny i wymieniają tu podniesienie składki na BGF czy zrzutkę na skoki. Ale jak wiadomo istnieje coś takiego jak prawda czasu i prawda pisu. A Jaworski czy Patałacha są wyznawcami tej drugiej i próba przekonania ich do swoich słusznych racji to jak próba przekonania osła że jest motylem. A minister finansów, od którego oczekuje się nieco podstawowych umiejętności w prostych działaniach matematycznych, musi szybko coś zrobić by przyćmić kompromitację jaką zaliczył, gdy królowa nauk wymierzyła mu potężny cios otrzeźwiający prosto w ten łysy łeb.