Szukaj na tym blogu

Powered By Blogger

sobota, 29 maja 2010

Prezesa Kaczyńskiego problemy z pamięcią


Od razu na wstępie zaznaczę że nie oglądałem w całości wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego w Zakopanem. Natomiast widziałem w telewizji obszerne jego fragmenty, a w internecie sporo cytatów, które prezes raczył przedstawić. Po ich analizie stwierdzam że postąpiłem słusznie, rezygnując z tej wątpliwej przyjemności jaką byłoby obejrzenie całego wyborczego wiecu prezesa na żywo.

Uroczystość w Zakopanem była reklamowana w mediach jako oficjalne rozpoczęcie kampanii Jarosława Kaczyńskiego. Czy tak będzie, nie podejmuję się prorokować, bo Jarosław oraz Jego sztab zabierają się do niej jak pies do jeża. Miejsce też przypadkowe nie jest bo tylko w Zakopanem PiS nadal cieszy się poparciem przekraczającym 50%, w pozostałych regjonach kraju ludzie w większości już prezesowi podziękowali.

Samo wystąpienie, jak przystało na prezesa PiS, było oczywiście pożałowania godne. Zaczęło się oczywiście od podziękowań za przyjście, a przede wszystkim od podziękowań za podpisy pod listami wyborczymi. Nie dziwi mnie że ponad miesiąc po zamknięciu tego tematu prezes wciąż do niego wraca, wszak jest to jedyna płaszczyzna w tej kampanii w której sztabowcom Jarosława udało się wypaść lepiej niż sztabowcom Komorowskiego. Szkoda tylko że prezes zapomniał dodać że gromadzenie podpisów w przypadku Jego list miało charakter żebrania, a nie namawiania ludzi do poparcia kandydatury.

A był to wszak dopiero początek objawów związanych z zanikami pamięci u szanownego prezesa. Najbardziej podkreślanym wątkiem poruszanym przez Kaczyńskiego, a także omawianym przez media był apel prezesa o zakończenie wojny polsko-polskiej. I tu, co oczywiste, prezes „zapomniał” dopowiedzieć że ma być to zakończenie wojny którą On sam rozpoczął. Skoro prezes nie pamięta to może ja przypomnę że to prezes podzielił polaków na tych którzy stali gdzie trzeba i tych którzy stali tam gdzie ZOMO. Przypomnę również że to prezes dbał wyłącznie o interesy tylko ludzi głosujących na PiS, resztę traktując jako minorum gentium. Nie omieszkam też wspomnieć że to prezes deprecjonował największe autorytety w państwie nazywając Lecha Wałęsę agentem Bolkiem, a poprzez swoje milczenie potwierdził słowa Macierewicza że ponad połowa byłych ministrów spraw zagranicznych była agentami sowieckich służb specjalnych, obrażając przez to ludzi takich jak Bronisław Geremek czy Władysław Bartoszewski. No i wreszcie to prezes dokonał podziału Polski na liberalną i solidarną, nie wiadomo na jakiej podstawie roszcząc sobie prawa do zawłaszczenia haseł i idei Solidarności, natomiast swoich oponentów politycznych wyzywał od lumpenliberałów, łże elit i wykształciuchów. Prezes niestety „zapomniał” także że przez 2 lata swoich rządów to On i jego ludzie konsekwentnie budowali mur niezgody pomiędzy Polakami. Ponieważ więc odnoszę wrażenie że oprócz zaników pamięci prezes ma również kłopoty z racjonalnym myśleniem to pozwolę sobie zaproponować aby w ramach kończenia wojny polsko-polskiej prezes odsunął się jak najdalej od życia publicznego, może wyjechał gdzieś za granicę (na przykład „z ziemi polskiej do włoskiej”) czy gdzie tam sobie chce. Grunt by trzymał się jak najdalej od polityki.

Ale to nie koniec przykładów na zaawansowaną sklerozę prezesa. Raczył on coś wspomnieć aby nie podporządkowywać polityki żadnym zamkniętym doktrynom, zapominając kto przez dwa lata wciskał ludziom ideę IV RP i oddał Polskę w ręce oszołomów z Samoobrony i LPRu. W ramach swojej doktryny zakładającej wyższość IV RP ponad wszystkie państwa globu, prezes zaczął budować państwo policyjno – kościelne, w którym tylko ten kto głosuje na PiS i słucha radia Maryja może mówić o sobie że jest patriotą. Prezes też ubzdurał sobie że gdzieś tam istniał jakiś układ, przez który to Polska jest rozkradana a Polacy okłamywani. Zaczął więc dobierać się do „układu” tworząc system, którego symbolem stały się teczki zgromadzone w archiwach IPN oraz wpadające o 6 rano do mieszkań CBA, chociaż nie przypominam sobie ani jednego przypadku w którym ktokolwiek z zatrzymanych przez „PiSowską policję polityczną” usłyszałby wyrok skazujący za przyjmowanie łapówek.

Dalej! Prezes wspomniał coś o naszych relacjach z sąsiadami na przestrzeni dziejów, mamrotał coś o wojnach i konfliktach. Doszedł też do wniosku że Polska powinna budować dobre relacje z krajami sąsiednimi, bo tylko to pozwoli Polsce zająć silną pozycję na arenie międzynarodowej. Szkoda że i tym razem prezes zapomniał dodać że to za Jego rządów pogorszyły się stosunki naszego kraju zarówno na wschodze jak i na zachodzie. To przecież prezes zamiast polubownie rozwiązać sprawę embargo na polskie mięso obraził się na władze rosyjskie, a następnie doprowadził zamrożenia wszelkich kontaktów dyplomatycznych na linii Polska-Rosja. Dodatkowo to brat prezesa, podczas wojny Rosyjsko-Gruzińskiej wykrzykiwał coś o imperialnych zapędach Rosji, a w wywiadzie dla Newsweeka przekonywał że Rosja jest podobnym zagrożeniem dziś, jak Hitlerowskie Niemcy prawie 70 lat wcześniej, natomiast sam prezes swego brata w tych atakach dzielnie wspierał. Również do spółki z bratem prezes raczył skrytykować i współczesne Niemcy które miały czelność podpisać z Rosją umowę na budowę gazociągu północnego. No i na koniec to prezes ciskał gromy w kierunku Niemiec gdy „Die Tageszeitung” raczyło porównać szanownego prezesa do kartofla. Oczywiście tych wszystkich zdarzeń również prezes nie pamięta, ale to przecież tylko „szczegóły”.

Na koniec swojego wystąpienia prezes pozwolił sobie na żart. Raczył uświadomić zgromadzonych że Jego rząd to była świetna ekipa składająca się z wybitnych fachowców, ludzi którzy, jak to prezes ujął, byli zdolni i kompetentni. W ramach swojego specyficznego poczucia humoru prezes stwierdzi że za Jego rządów „było dobrze bo jego rząd dbał o interesy wszystkich”. Wątek humorystyczny był kontynuowany gdy prezes rzekł że liczy na konstruktywną rozmowę o Polsce gdzie „nie traktuje się politycznego przeciwnika jak wroga, ale jak partnera, którego się przekonuje, a nie którego chce się zniszczyć”. Muszę przyznać że akurat takie sformułowanie w ustach prezesa brzmi wyjątkowo komicznie. Cieszę się zatem że skoro prezes Kaczyński cierpi na zaawansowaną amnezję, to chociaż poczucie humoru prezesowi wyraźnie dopisuje.

piątek, 28 maja 2010

Awans Tuska z "wroga nr 1" na "męża stanu"


Tydzień temu pisałem na tym blogu że w związku z tym iż Bronisław Komorowski odjechał Kaczyńskiemu w sondażach, PiS będzie musiało zmienić strategię prowadzenia kampanii. . Przyznaję że strategię zmienili, chociaż nie podejrzewam ich o czytanie bloga „Antyjarosław”. Przyznać też muszę że kiedy zobaczyłem jak wygląda nowa strategia stwierdziłem że nie do końca to miałem na myśli.

Sztabowcy prezesa PiS zamienili beznadziejną taktykę opartą na udawaniu wielce dotkniętych tragedią smoleńską, patriotów, zmuszonych sytuacją do „wypełnienia testamentu” ofiar, na żałosną wręcz taktykę zaprzeczania samym sobie.

To że ludzie PiS nie mają własnego zdania wiadomo od dawna. To co mają robić i myśleć dyktowane jest im zawsze przez prezesa. Oni sami mają tylko pełnić role klakierów, bezmyślnie przyklaskujących prezesowi. Nie mają też własnych poglądów politycznych ani chyba w ogóle żadnych poglądów, bo swoje, tak zwane „poglądy” dostosowują do aktualnej sytuacji politycznej. Do niedawna głównym celem ich krytyki był Donald Tusk. No bo to Donald Tusk jest przecież odpowiedzialny za kryzys w Polsce (zresztą na świecie pewnie też), to Donald Tusk jest odpowiedzialny za rezygnację Amerykanów z planów budowy tarczy w Polsce, Donald Tusk ostatniej zimy nie potrafił wykonać odpowiednich kroków by zminimalizować skutki siarczystych mrozów, a ostatnio na pewno zamienił się w szamana, sprowadził do kraju ulewne deszcze więc jest też winien powodzi. Ponadto to Donald Tusk „zabawiał się” w plebiscyty w Platformie, urządzając prawybory żeby „odwrócić uwagę opinii publicznej od nieporadności swojego gabinetu”. Generalnie rzecz biorąc Donald Tusk nie nadaje się na premiera, bo nie umie rządzić a jego rząd nawet nie potrafi napisać takiej ustawy której ś.p. prezydent nie musiałby wetować lub odsyłać do trybunału. Przez ponad dwa lata słuchałem bredni ludzi PiS usilnie przekonujących mnie że przez osobę Premiera nasz kraj stacza się po równi pochyłej.

Jednak parę miesięcy temu Donald Tusk wykręcił numer ludziom PiS i zdecydował się w wyborach nie startować. Osoby z ramienia PiS trochę się w tym momencie zagubiły bo przez jakiś czas zmuszeni byli prowadzić walkę z cieniem. Nadal krytykowali rząd ale nie wiedzieli na kim tym razem mają się uwziąć, bo nie było przez jakiś czas wiadomo kto będzie kandydatem partii rządzącej.

Teraz gdy już wiadomo że jest nim Komorowski trzeba było wszystkie działa wycelować w jego kierunku. Na początku podkreślano pewne wpadki podczas publicznych wystąpień Marszałka, które rzekomo miały świadczyć że człowiek który je popełnia nie może pełnić tak odpowiedzialnej funkcji jak funkcja głowy państwa, ale efektu nie dało to żadnego. Dopiero od niedawna wymyślono jak by tu umniejszyć rolę Komorowskiego, gdy ten jeździł z Premierem po zalanych przez powódź regionach.

Ludzie PiS zaczęli uznali że Komorowski zachowuje się niczym „marionetka” Premiera. Kiedy Donald Tusk przemawia, kandydat PO stoi obok i przytakuje. Zaczęto przekonywać ludzi że to w PO a nie w PiS władza skupiona jest w rękach jednego człowieka, a reszta stanowi tylko tło.

Najdalej posunął się Paweł Poncyliusz. W wywiadzie dla RMF FM powiedział, że najlepsza na dzień dzisiejszy opcja dla Polski to tandem Kaczyński – Tusk. Kontynuując swój wywód określił obu panów mianem „męża stanu”. Zdaniem rzecznika sztabu prezesa PiS, tylko oni dwaj będą w stanie realnie zmieniać Polskę na lepsze.

I tym właśnie sposobem w niespełna kilka dni wróg publiczny Polski nr 1 – Premier Donald Tusk, awansował do rangi męża stanu. Stało się tak dlatego że w tych wyborach dla ludzi PiS konkurentem jest Komorowski. Kiedy za rok będziemy wybierać nowy parlament sytuacja z powrotem wróci do normy.

Cała ta medialna szopka, jaką odstawiają Poncyliusz i inni posłowie PiS dowodzi tylko dwóch rzeczy. Po pierwsze, że w swoim zakłamaniu i obłudzie będą oni gotowi zaprzeczyć nawet własnym słowom, a potem nieporadnie się tłumaczyć że to było kiedyś, a teraz jest inaczej i tak dalej i tak dalej. Po drugie, że sztabowcy Jarosława Kaczyńskiego nadal nie mają pomysłu na skuteczną kampanię i w swojej nieporadności będą desperacko próbować wszystkich możliwych sposobów. Cóż poradzić, w końcu nawet przysłowie mówi że tonący brzytwy się chwyta.

sobota, 22 maja 2010

Inauguracja politycznej kampanii bez wzmianki o polityce


Podobno kampanię wyborczą Jarosława Kaczyńskiego można uznać za otwartą. Mówię podobno, bo inauguracyjne wystąpienie prezesa było tak krótkie że zakończyło się ledwie kilka minut po tym jak zostało rozpoczęte. Miało być wystąpieniem przedstawiającym wizję Kaczyńskiego na prezydenturę, ale ze względu na trendy panujące od kilku dni w polityce, dotyczyło wyłącznie powodzi.

Ponieważ od jakiegoś czasu wmawia się ludziom że w prezesie nastąpiła zmiana, usilnie próbowałem dziś dostrzec jakąkolwiek płaszczyznę której miałaby ona dotyczyć. I ze sporym zdziwieniem muszę przyznać że lekka zmiana na lepsze faktycznie w prezesie zaszła. Dotychczas publiczne wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego charakteryzowały się tym że były długie i nie na temat. Dzisiejsze wystąpienie było krótkie… i też było nie na temat. Jest to jedyna zaobserwowana przeze mnie zmiana jaka dokonała się w osobie pana prezesa, że gdy już przystępuje do opowiadania o przysłowiowej „dupie Maryni” nie przynudza przez 2 czy 3 godziny ale mieści się w czasie 30 minut.

Zaczęło się od tematu powodzi, potem było o powodzi a na koniec, dla „odmiany” mówiono o powodzi. Prezes Kaczyński był nieprzygotowany do wystąpienia i skoro sam nie mógł powiedzieć niczego konstruktywnego powtarzał za innymi uczestnikami Polskiej sceny politycznej że obecny stan to kataklizm a straty są ogromne.

Prezes wspomniał coś nawet że na własne oczy widział ogrom zniszczeń i ludzką tragedię. Podobno odwiedził jedną z gmin dotkniętych powodzią. Jestem zatem głęboko poruszony zainteresowaniem obecną sytuacją ze strony pana prezesa. Wszyscy pozostali politycy od czterech czy pięciu dni, jeżdżą po Polsce i starają się udzielać ludziom wsparcia i szacować straty. Co dzień media donoszą o miejscach w których był premier Tusk, o tym że marszałek Komorowski również działał aktywnie, o tym że Grzegorz Napieralski starał się pomóc ofiarom kataklizmu a Andrzej Olechowski na czas powodzi zdecydował się zawiesić kampanię. W tym czasie kiedy wszyscy przed chwilą wymienieni zdołali odwiedzić dziesiątki miejsc i porozmawiać z wieloma poszkodowanymi, prezesowi Kaczyńskiemu udało się odwiedzić JEDNĄ JEDYNĄ!! gminę. Przez tyle czasu Jarosław Kaczyński był tylko w tym jednym miejscu. A dziś przekonuje że rozumie ludzi dotkniętych i że jest przerażony. Dowodzi to niezwykłego „zainteresowania” prezesa sprawami kraju oraz ludzi.

Pytany o przebieg dzisiejszego wiecu, rzecznik sztabu Jarosława Kaczyńskiego – Paweł Poncyliusz zapowiedział że cała impreza nie będzie miała charakteru programowego ale raczej formułę koncertu charytatywnego. Powiedział „Nie chcemy, by ktoś pomyślał że nie dostrzegamy sytuacji powodziowej w Polsce”. No i żeby przypadkiem nikt tak nie pomyślał na prędce zmieniono program wiecu, tak by co bardziej naiwni uwierzyli że Jarosław Kaczyński i Jego sztab rzeczywiście są głęboko poruszeni obecnym stanem powodzi w Polsce. Padały hasła współczucia i chęci pomocy, gratulacje do służb za sprawne działanie w obliczu zagrożenia, zapewnienia że poszkodowani nie zostaną sami. Ale, co charakterystyczne dla Kaczyńskiego oraz całego PiS, nie padło nawet jedno zdanie, jakie działania w obliczu tej sytuacji PiS planuje podjąć żeby zminimalizować jej skutki. Padło jedynie zapewnienie że PiS ma zamiar wspierać rząd, ale tylko wtedy jeżeli uzna że rozwiązania przezeń mają szanse być skuteczne. I tu dodam jeszcze dwie rzeczy, pierwsza, doskonale wiadomo że cokolwiek wymyśli rząd, choćby złoty środek na kataklizm, to PiS i tak go skrytykuje a następnie odrzuci w głosowaniu bo to w końcu pomysł rządu, a po drugie, zapewnienie to jest tylko grą pod publiczkę bo powiedzenie że PiS nie będzie wspierał rządu w walce z żywiołem było by istnym samobójem ze strony prezesa.

Zresztą cała ta otoczka związana z dzisiejszym wystąpieniem to tylko polityczny pic na wodę. Zamiana wystąpienia politycznego na koncert charytatywny, zapewnienia o solidarności z poszkodowanymi, wyświetlanie numerów kont na które można wpłacać pieniądze podczas późniejszych wystąpień artystycznych to nic innego jak tylko polityczny marketing. Sytuacja jaka zapanowała w kraju zmusiła Jarosława Kaczyńskiego do takiego a nie innego wystąpienia bo skoro wszyscy kandydaci zainteresowali się obecnymi wydarzeniami to nie wypada żeby prezes pozostawał w tyle.

Paradoksalnie sytuacja ta wyjdzie PiSowi na dobre. Na pewno znajdzie się cała banda ludzi naiwnych gotowych uwierzyć w zapewnienia prezesa o współczuciu, tak jak znalazła się spora grupa osób która uwierzyła w jego cudowną przemianę. Dla samego prezesa powódź też okazała się zbawienna bo zamiast mówić merytorycznie o polityce swoich pomysłach na nią (co nigdy mu nie wychodzi), mógł rzucać chwytliwe, ładnie brzmiące, ale nie mające przesłania hasła oczekując braw od zgromadzonego tłumu (co akurat wychodzi mu najlepiej).

Ja osobiście jestem zawiedziony dzisiejszym wystąpieniem prezesa. Oczekiwałem że usłyszę coś o Jego wizji Polski, czy jak to On zwykł nazywać IV RP. Dzisiejsze wystąpienie prezesa niczego nie wniosło do mojego poglądu na Jego kampanię. Nadal uważam że Jarosław Kaczyński, program dla Polski ma marny o ile ma go w ogóle. Jedyne co się z dniem dzisiejszym zmieniło to tyle że Jarosław przestał być postacią znaną jedynie z opowiadań swoich sztabowców, a odważył się na chwilę pokazać żeby znów powiedzieć to co na chwilę obecną jest najbardziej modne.

piątek, 21 maja 2010

Jarosław Kaczyński brutalnie sprowadzony na ziemię


Jakiś czas temu europoseł Migalski, podczas jednego z programów w TVN 24 stwierdził, że dla kampanii Jarosława Kaczyńskiego najlepsza będzie sytuacja gdy w mediach pojawiać się będą posłowie PO, tacy jak Stefan Niesiołowski czy Janusz Palikot, którzy w swojej bezradności dla rosnącego poparcia dla prezesa PiS będą go zaciekle atakować, poprawiając tylko jego notowania. W tym czasie prezes będzie pozostawał w ukryciu, obserwując wzrost poparcia dla własnej kandydatury, naiwnie licząc że trend ten utrzymywać się będzie w nieskończoność.

Sytuacja zaczęła robić się niebezpieczna, bo w którymś momencie Bronisława Komorowskiego oraz Jarosława Kaczyńskiego dzielił zaledwie jeden punkt procentowy. Na szczęście od tamtego czasu wszystko powoli zaczęło wracać do normy. Po bardzo dobrym początku sztab wyborczy prezesa zaczynał dostawać zadyszki.

Z tym większym bólem musieli więc Jarosław Kaczyński oraz jego świta przyjąć wyniki ostatniego sondażu TNS Obop dla TVP, których wynik to nie tylko solidny kubeł zimnej wody na rozpalone głowy ludzi ze sztabu prezesa, ale wręcz torpeda która w pył rozbija całą dotychczasową strategię i karze budować ją od nowa. Taktyka wyborcza oparta na milczeniu prezesa (rzekomo dla Jego własnego dobra), wmawianiu ludziom bajek o Jego zmianie na lepsze, fałszywych umizgów do "przyjaciół Rosjan" i podpieraniu się narodową i, w przypadku prezesa, rodzinną tragedią dziś poniosła klęskę. Na zgliszczach tej taktyki ludzie PiS a w szczególności ludzie sztabu wyborczego prezesa muszą zbudować nową, odmienną, w której głównych ról nie będą odgrywać pani Kluzik - Rostkowska do spółki z panem Poncyliuszem, ale odegrać ją będzie musiał sam Jarosław Kaczyński. To co udało mu się ugrać na milczeniu już ugrał. Ale sondaż TNS Obop pokazuje że ludzie mają dość takiej metody prowadzenia kampanii i oczekują od prezesa że wreszcie przemówi, przedstawi swój program i wizję prezydentury. Okazję będzie miał już jutro o 14 na Placu Teatralnym w Warszawie.

Wyniki sondaży były niepokojące dla prezesa już dwa tygodnie temu. Wówczas cieszył się On 36-o procentowym poparciem, podczas gdy marszałek Komorowski osiągnął pułap 50%. Co prawda różnica była spora ale Jarosław Kaczyński zachowywał jeszcze szanse na zwycięstwo, chociażby dlatego że istniała jeszcze możliwość odrobienia strat w drugiej turze. Dziś gdy poparcie stopniało z 36 do 28 procent sytuacja zrobiła się, z punktu widzenia prezesa, dramatyczna. Dodatkowo, ankietowani wywindowali Komorowskiego o kolejne 3 punkty procentowe, co daje w sumie 53% poparcia i eliminuje konieczność przeprowadzania drugiej tury wyborów.

Mnie osobiście taki obrót spraw nie dziwi absolutnie. Przewidywałem go już od dawna, bo ja w przeciwieństwie do prezesa Kaczyńskiego rozumiem, że ludzie podczas kampanii oczekują otwartej walki politycznej, agitacji wyborczej, spotkań z wyborcami, reklamowania swojego programu oraz publicznych wystąpień. Ludzie nie chcą głosować na kandydata - widmo, który podobno gdzieś tam jest i podobno ma jakiś program, ale nikt ani jednego ani drugiego na oczy nie widział, bo skoro kandydat jest tylko mitem znanym z opowiadań ludzi PiS to jego wizja Polski też zapewne jest tylko wymysłem ich bujnej wyobraźni.

Więc gdy Jarosław Kaczyński, pani Kluzik - Rostkowska, Paweł Poncyliusz, oraz wszyscy pozostali ludzie z ramienia PiS a w szczególności wspomniany na początku dr Migalski, przekonany o swojej nieomylności i zaślepiony "fenomenem" prezesa, otrząsną się z szoku, niech usiądą i pomyślą nad metodą prowadzenia kampanii dającej efekt dłuższy niż tylko kilka dni realnych szans na zwycięstwo. Niestety, ale trzeba będzie przekonać prezesa żeby wreszcie sam coś powiedział i wytłumaczyć że chociaż milczenie jest złotem to w końcu srebro jest szczere.

Do wyborów pozostał miesiąc i jest za wcześnie żebym mógł triumfalnie ogłosić zwycięstwo Bronisława Komorowskiego oraz odtrąbić klęskę kandydata PiS. Jednakże styl prowadzenia kampanii oraz przede wszystkim publicznych wystąpień Jarosława Kaczyńskiego jest wszystkim znany nie od dziś więc rozumiem zakłopotanie jakie w Jego sztabie wywołała ta nowa sytuacja. Za chwilę na własne oczy przekonamy się że wszystkie zapewnienia o zmianach jakie dokonały się w prezesie to tylko brednie. Myślę że sztabowcy Kaczyńskiego zdają sobie wszyscy sprawę z tego że usposobienie, charakter oraz język prezesa mogą sprawić że sytuacja w tej kampanii jest dla nich zła a prawdopodobnie będzie już tylko gorsza.

wtorek, 18 maja 2010

Kłamstwo ubrane w piękne słówka wciąż pozostaje kłamstwem


W tych wyborach Jarosław Kaczyński wystartuje pod hasłem "Polska jest najważniejsza". Moim zdaniem równie dobrze mógby startować promując się hasłem "Żelazko jest gorące, kiedy się nagrzeje". Jest ono równie "wyszukane" i równie puste co efekt pracy ekspertów od propagandy prezesa PiS.

A skoro już mowa o propagadzie, nazistowski minister propagandy - Joseph Goebbels mawiał że "kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą". I obserwując zachowania sztabu wyborczego kandydata PiS (On sam chwilowo zamilkł) odnoszę wrażenie, że ludzie tam pracujący liczą, że w tym jednym, jedynym aspekcie Goebbels miał rację.

Hasło prezesa nie wnosi do polityki ani do kampanii niczego nowego. Jest typowe dla ludzi związanych z PiS czyli dumnie brzmiące tylko nie niosące ze sobą żadnej treści. Hasło powinno być chwytliwe, więc współpracownicy Jarosława Kaczyńskiego na prędce wymyślili trzy słówka które miały przekonać naród, że dla prezesa liczy się już tylko dobro ojczystego kraju.

Populizm ludzi PiS, który w tych trzech słowach wychodzi na jaw, jest kolejnym zaprzeczeniem nieustannie powtarzanych zapewnień, że zmienił się PiS no i że co lepsze zmienił się sam Jarosław. Jarosław nie zmienił się na pewno. Po prawie 5 latach, gdy to Jego tragicznie zmarły brat, bilet do pałacu uzyskał dzięki pustym zapewnieniom o zmianach, których finiszem było ogłoszenie się na plakatach wyborczych prezydentem kraju którego nie ma na żadnej mapie świata, zwanego IV RP, prezez PiS nadal chce kroczyć do władzy drogą populizmu, politycznej demagogii oraz manipulacji strachem, głównie biedniejszej częsci społeczeństwa.

Człowiek, który doprowadził do zerwania rozmów koalicyjnych z PO, zaprzepaszczając szansę na porozumienie, chociaż społeczeństwo w wyborach wyraźnie pokazało że takiej koalicji chce, dziś oznajmia, że "Polska jest najważniejsza". Człowiek, który zaprosił do koalicji dwie partie będące istotnym zagrożeniem dla państwa, kompromitując Polskę na całym świecie i powodując tylko kolejne afery z ich udziałem, dziś oznajmia, że "Polska jest najważniejsza". Człowiek, który podzielił naród na tych którzy stoją tam gdzie trzeba i tych którzy stoją tam gdzie wtedy stało ZOMO, powodując nasilenie konfliktów pomiędzy zwolennikami poszczególnych opcji, dziś oznajmia że "Polska jest najważniejsza", Człowiek, który do spółki z ministrem Ziobro stworzył państwo kościelno - policyjne gdzie na wzór PRL każdy kto nie był z władzą był przeciwko niej i określany był wrogiem państwa, dziś oznajmia, że "Polska jest najważniejsza". Człowiek, który w szeregach swojej partii znalazł miejsce dla ludzi pokroju Jacka Kurskiego czy sędziego Kryże, dziś oznajmia, że "Polska jest najważniejsza". Człowiek, który po rozpadzie tej żałosnej koalicji, działania posła własnej partii, który handlował posadami w zamian za pomoc posłanki Beger w utrzymaniu władzy, nazywał normalnymi negocjacjami politycznymi, dziś oznajmia, że "Polska jest najważniejsza". Człowiek który obrażał największe autorytety w państwie na czele z prof. Bartoszewskim i Adamem Michnikiem, a pozostałych straszył i szantażował teczkami i szafami Lesiaka, dziś oznajmia, że "Polska jest najważniejsza". Człowiek, który przez swoje chore ambicje polityczne zniszczył zaplecze polityczne pierwszego po czasach komuny prezydenta - Lecha Wałęsy, czego skutkiem był powrót komunistów do władzy, dziś oznajmia, że "Polska jest najważniejsza". Człowiek który... można tak bez końca.

Niestety ale zasmucić będe musiał panią Kluzik-Rostkowską, pana Poncyliusza i wszystkich tych którzy usilnie przekonują naród do osoby prezesa Kaczyńskiego że Goebbels i tym razem nie miał racji. Bo choćby prezes Kaczyński, kiedy już zrozumie, że kampanii nie prowadzi się z ukrycia, powtórzył swoje hasło tysiąc lub więcej razy to nadal będzie ono kłamstwem i tylko kłamstwem, obliczonym na populizm marnym politycznym chwytem i pustym jak wydmuszka sloganem bez przesłania. Prawdziwe stanie się dopiero wtedy gdy "Polskę" zamienimy na "władzę", bo to władza jest dla prezesa najważniejsza. Władza zdobyta za wszelką cenę, bez patrzenia na Polskę. W celu zdobycia tej władzy prezes jest, jak widzimy gotowy płaszczyć się przez znienawidzonymi, jeszcze do niedawna przez Niego samego Rosjanami, udając ich wielkiego przyjaciela. Gotowy jest wykorzystywać ofiarę 96 ludzi i ich rodzin opowiadając przy tym bzdury że realizuje ich polityczny testament oraz gotowy jest szczuć rząd swoimi pracownikami samemu nie mając odwagi wystawić nosa z nory w której siedzi od początku kampanii. Obawiam się że niedługo prezes Kaczyński za obietnicę władzy będzie gotowy zaprzedać nawet własną duszę Lucyferowi, a wtedy prawo do pracy w pałacu oraz zasiadania w szeregach PiS uzyskają nawet wszyscy diabli.

poniedziałek, 10 maja 2010

Kiepskie przedstawienie z Jarosławem Kaczyńskim w roli głównej


Ostatnio słyszałem coś ze źródeł związanych z Jarosławem Kaczyńskim że nie jest to już ten sam, znany wszystkim Jarosław. Chodziły plotki że się zmienił. Nie wiem dlaczego, ale ilekroć słyszałem to sformułowanie to tyle razy na mojej twarzy pojawiał się ironiczny śmiech.

Po wczorajszym wystąpieniu Jarosława skierowanym do Rosjan już doskonale wiem skąd taka a nie inna moja reakcja. Kiepskie, wręcz marne, pożałowania godne zagranie pod publiczkę. Sztuczny i fałszywy apel, wyreżyserowany w każdym aspekcie. Przez 3 minuty, 18 sekund nieruchomo ułożone na stole ręce, głowa non stop lekko przechylona w lewo, mające dodawać powagi okulary i charakterystyczny dla głównego bohatera, populistyczny tekst, wypowiedziany w taki sposób, że po 30 sekundach odechciewa się dalej słuchać. To nie orędzie, ale precyzyjnie wyreżyserowane przedstawienie w którym na ostatni guzik dopięto wszystko od tła, poprzez treść po mankiety w koszuli pana prezesa.

Tylko jedno jak zwykle nie wyszło. Całość miała wyglądać tak żeby wyglądało że apel o pojednanie jest szczery. I tu… klęska totalna. Nie wiem, czy prezes Kaczyński naprawdę wierzy że ludzie dadzą się nabrać na nagłą zmianę nastawienia do Rosji. Zdaje się że to nikt inny jak brat pana prezesa stał w Tibilisi i a asyście rozentuzjazmowanego tłumu wykrzykiwał zarzuty wobec Rosji, która była wówczas w okresie wojny z Gruzją. I zdaje się że to pan prezes, do spółki z bratem pałali agresją wobec Rosji po tym jak wprowadziła ona embargo na polskie mięso. I zdaje się również że przez ostatnie prawie 5 lat to pan prezes do spółki z bratem wskazywał na Rosjan jako uosobienie największego zła. Kaczyński wspomina że to Jego brat miał stać na Placu Czerwonym zamiast Bronisława Komorowskiego. Podobno pan prezes wie nawet o czym zmarły tragicznie prezydent by myślał. Ja nie mam pojęcia o czym myślałby Lech Kaczyński na uroczystościach w Moskwie. Bardziej zastanawia mnie co by pomyślał gdyby zobaczył swojego brata umizgującego się do tak nielubianych przezeń Rosjan.

Na pewno znajdą się ludzie którzy będą przekonani o szczerości tegoż wystąpienia. Ja na pewno w tak mizerny sposób nabrać się nie dam. Ten apel to oczywiście nic innego jak element toczącej się kampanii. Jego adresatami tak naprawdę nie są Rosjanie tylko Polacy, którzy teraz mają naiwnie uwierzyć że pan prezes naprawdę się zmienił. Pani Kluzik-Rostkowska do spółki z Pawłem Poncyliuszem będą musieli chyba stawać na rzęsach jeżeli chcą przekonać naród że Kaczyński to dziś najlepszy wybór na prezydenta.

Hipokryzja i dwulicowość prezesa Kaczyńskiego które wczoraj wyszły z prezesa nie przekreśliły go w moich oczach jako polityka. Jako polityk prezes Kaczyński przekreślony został przeze mnie już kilka lat temu gdy to zaprosił do wspólnego rządzenia populistów z LPR i Samoobrony. Ale takie zachowanie świadczy o prezesie Kaczyńskim także jako o człowieku. Świadczy o tym że prezes jest mały nie tylko wzrostem.
Jedyne co w całym tym wystąpieniu było prawdziwe to wciąż prawdziwa chęć dojścia Kaczyńskiego do władzy za wszelką cenę. Jeszcze nie raz wykorzysta on śmierć 96 ludzi pod Smoleńskiem by tylko poprawić sobie z lekka notowania. I na pewno jeszcze nie raz będzie udawał kogoś kim tak naprawdę nie jest. Cóż poradzić, podejrzewam że w którymś momencie emocje i tak wezmą górę i pan prezes mimowolnie zaprzeczy wszystkim scenom w których przedstawiany będzie jako łagodny, spokojny, zrównoważony i co ważne po wczoraj, otwarty na innych polityk.