Szukaj na tym blogu

Powered By Blogger

wtorek, 11 listopada 2014

Ślepa naiwność

Kaczyński ma problem. I to nie dlatego, że jeden z najbardziej zaufanych mu ludzi, wraz z dwójką nieco mniej zaufanych okazali się nielojalni. Do tego akurat powinien się przyzwyczaić. Chodzi o to, że marka którą stworzył i której promocję zlecił swojemu byłemu rzecznikowi, została przez niego wystawiona na potężny szwank. I to nie jest drobna kontuzja ale nadwyrężenie samego kręgosłupa partii, bo przecież jej szkielet programowy zawsze na czołowych miejscach stawiał walkę z korupcją, przekrętami, oszustwami i rozkradaniem państwa.

Na finiszu kampanii wyborczej, w której partia porozwieszała plakaty krzyczące, że taśmy „Wprostu” nie kłamią, na światło dzienne wychodzą fakty, które podważają jakąkolwiek wiarygodność wykrzykiwanych haseł. Kaczyński musiał reagować szybko, by ratować twarz – swoją i partii. Ta  szybka reakcja to jedyne co mu zostało, będzie do znudzenia bronił się powtarzając, że rozprawił się z patologią natychmiastowo, nie tak jak PO z Nowakiem i paroma innymi. To trochę mało, zważając na fakt, że sprawa nie dotyczy jakiś kilku posłów z ostatnich sejmowych rzędów, ale człowieka który był prawą ręką prezesa i twarzą partii. Abstrahując od szybkości działania, pozostaje skaza uniemożliwiająca budowanie zaufania dla organizacji, w której gromada dwulicowych karierowiczów z jednej strony podlizuje się do prezesa a z drugiej za jego plecami wałuje podatników. Poziom na jakim w partii funkcjonują standardy pozostaje przez to wątpliwy, bo ile by się prezes nie nagadał o uczciwości i rozliczaniu oszustów, to pozostanie pytanie, czy Ci których do tej walki chce posłać, faktycznie wyznają te same wartości, czy opowiadają o nich tylko w telewizji.

Problem Kaczyńskiego jest jednak znacznie poważniejszy, trwa od jakiegoś czasu i nie rozwiąże go partyjny sąd kapturowy. Tym bardziej, że sam prezes go nie dostrzega. Może trudno w to uwierzyć ale ten człowiek naprawdę wierzy, że Ci wszyscy klakierzy i wazeliniarze są mu tak poddani, bo są przekonani o jego słuszności i słuszności teorii które wyznaje, oraz że godzą się na istniejącą strukturę partyjną, bo widzą w prezesie niekwestionowanego lidera. I nie przyjdzie prezesowi do głowy, że wszystkie te przypadki Zalewskich, Ujazdowskich, Ziobrów, Kemp, Cymańskich, agentów Tomków i wreszcie Hofmanów to nie są jednostkowe przypadki buntu, ale wewnętrzna polityka, która rozgrywa się bez udziału prezesa. W organizacji w której mimo podziału stanowisk władzę dzierży tylko jedna osoba, każdy z niżej postawionych usiłuje wkupić się w łaski prezesa, bo to się mu opłaca.

Każdy z wafli prezesa prowadzi swoją walkę o wpływy w partii. A Kaczyński, który stracił brata, bratową, matkę a nawet kota w przeciągu krótkiego okresu czasu robi najgłupszą rzecz jaka mu pozostała czyli szuka przyjaciół w polityce. I na nic tu jego jakiekolwiek doświadczenie, które jak nic podpowiada by w polityce nie szukać przyjaciół. Prezes znajdzie sobie nowego pachołka, który będzie tańczył jak mu zagra, licząc na jego lojalność. Ten czy inny i tak skończy tak samo. Bo kiedy Kaczyński już się zorientuje, że pachołek pod szyldem partii walczy wyłącznie o swoje interesy, to znów będzie za późno. I znów prezes zostanie postawiony pod ścianą.

Ci rzekomo zaufani ludzie prezesa tylko przyjaciół udają. Każdy z nich za 30 srebrników wydałby go w ręce Sanhedrynu, bądź jak kto woli rosyjskim agentom. Nie od dziś wiadomo, że jednym z podstawowych wymagań, by należeć do tej partii jest nie być przesadnie mądrym, bo prezes obawia się, że ktoś w końcu będzie w stanie jego samego rozszyfrować. Partię tworzą więc półgłówki, ludzie głupi, ale nie do tego stopnia by nie zauważać, że prezes słabnie. Zacierają ręce widząc że Kaczyński ma coraz mniej sił do kierowania partią. Chcą przejąć całość władzy w partii, bo nie rozumieją, że ta partia to prezes i tylko prezes. Bez niego partia nie istnieje, po nim nie będzie schedy, po nim nie będzie niczego. PiS będzie istnieć tak długo, jak długo Kaczyński da radę nim kierować.

Mimo to, każdy z pachołków widzi w sobie idealnego następcę prezesa. Co bardziej wpływowi, rozedrą pomiędzy siebie tę partię, tworząc jakieś mniejsze ugrupowania z ludźmi, którzy za nimi pójdą. I potraktują prezesa tak, jak sam ich nauczył. Będą tańczyć na jego grobie, uzurpując sobie prawo do określania się dziedzicami prezesa i oskarżając pozostałych o sprzeniewierzenie się jego ideałom. Będą się licytować, kto zawsze najbliżej prezesa był, kto najbardziej go wspierał.

Jakim głupcem zatem trzeba być aby tego procederu nie zauważać. Co musi się stać, by prezes zauważył, że pachołki podając mu na przywitanie prawicę, za plecami w lewej ręce trzymają nóż, który chętnie wbiliby mu w brzuch. Pozostaje pytanie, czy PiS rozpadnie się prędzej z powodu niemożności prezesa do sprawowania dalszych w nim rządów, czy dlatego, że po wyrzuceniu wszystkich zdrajców, PiS stanie się partią wyłącznie jednoosobową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz